- Pstryknij wodę, bo muszę zalać bazylię.
- Bazylię wrzątkiem? Po co? Przecież jest zdechła.
- Roślina tak, mszyce nie - odparłam lakonicznie.
- Będziesz mordować mszyce* wrzątkiem? - upewnił się On. - Ale dlaczego? Co one ci zaszkodziły?
- Musi być zerowy bilans karmy. Dzisiaj uratowałam całego gołębia**, więc mogę zabić kilkadziesiąt mszyc.
- Aha. Dobrze chociaż, że znasz przelicznik.
* Do wszystkich "nielubących" tego wpisu - a co Wy robicie z mszycami, które zżerają Wam rośliny? Głaszczecie je po odwłokach i życzycie smacznego?
* Do wszystkich "nielubących" tego wpisu - a co Wy robicie z mszycami, które zżerają Wam rośliny? Głaszczecie je po odwłokach i życzycie smacznego?
** Gołąb leżał dziś o 7:40 na środku Grodzkiej w Krakowie. Nogę miał zmiażdżoną, ale skrzydła całe. Nie chciałam, żeby go jeszcze jakieś samochody rozjechały, więc zatrzymałam rower i przeniosłam gołębia pod ławeczkę nieopodal. Kiedy wracałam, już go nie było, śladów krwi również, więc pewnie odfrunął po pierwszym szoku. Na przyszłość: podobno można w takiej sytuacji prosić o interwencję straż miejską. Oraz oczywiście wieźć gołębia do weterynarza, ale nie jeśli się jedzie na rowerze i to do pracy.