13 października 2009

Słupki w PKP


Jechałam dziś pociągiem. To był głupi pomysł, bo utknęłam na ponad godzinę na stacji Jaworzno Szczakowa, gdyż rosnące przy torach drzewo przewracając się pod ciężarem śniegu zerwało trakcję. Co roku zima zaskakuje drogowców, dziś zaskoczyła chyba wszystkich, łącznie z samą sobą. Wracając do tematu, z powodu przymusowego postoju straciłam połączenie do rodzinnego miasta, więc zdecydowałam się oddać niewykorzystany fragment biletu. Nie dla pieniędzy. Dla zasady.

Procedura oddawania biletu nie jest łatwa, ale miałam czas, na dworcu było ciepło, w przeciwieństwie do terenu poza budynkiem dworca, więc pomaszerowałam grzecznie do Informacji, gdzie przemiła grubiutka pani z poważną wadą wymowy poświadczyła mój bilet jako częściowo niewykorzystany.

Następnie udałam się do jednej z kas, gdzie miano mi zapłacić za tę trasę, której nie przejechałam. Pan w kasie spojrzał nic nierozumiejącym wzrokiem na bilet, potem na mnie, potem na bilet... Odwróciłam blankiet. "Chciałam zwrócić!" - huknęłam przez grubą szybę. Kasjer nie odezwał się. Położył bilet na środku biurka i wpatrywał się w niego jak zaczarowany. W końcu wstukał coś w komputer. Popatrzył na ekran. Popatrzył na bilet. Popatrzył na ekran...
Podsunął sobie karteczkę. Napisał na niej 12 (cena całego biletu), pod spodem 8 (cena biletu na trasie Kraków-Katowice). Podkreślił słupek kreseczką. Pomyślał chwilę. Dopisał minus obok ósemki. Pomyślał. Podliczył słupek: 4. Kiwnął głową, ale jeszcze sięgnął po kalkulator - dla pewności. Odjął 8 od 12. Dał mi dwie dwuzłotówki.

Ja rozumiem, że ludzie na granicy normy umysłowej nie powinni być wyrzucani poza nawias społeczeństwa. Naprawdę, rozumiem to, jak ważne jest zatrudnianie niepełnosprawnych. Całym sercem to popieram. Ale dlaczego to akurat PKP, w całym majestacie swojego brudu, smrodu, spóźnień i absurdów, musi stawać się tym zakładem pracy chronionej?!