W zamierzchłych czasach, kiedy nie było jeszcze u mnie w domu telefonu bezprzewodowego, miałam zwyczaj rozmawiać z Nim przez telefon siedząc w przedpokoju. Mój Tata słyszał nieraz urywki tych rozmów i twierdził, że "bulgotam", czyli rozmawiam o bzdurkach i głupotkach.
Pewnego wieczoru siedziałam w przedpokoju z uchem przyklejonym do słuchawki, kiedy nagle usłyszałam, że ktoś tarabani się po schodach z piwnicy. Ten ktoś stawiał kroki powoli i uważnie, jakby był bardzo zmęczony. Wreszcie stanął w drzwiach i zapalił światło...
Długo tarzałam się po podłodze ze śmiechu na widok Taty w slipkach, wielkich gumowych płetwach na nogach i w masce do nurkowania. Z rurką.
- Bul bul bul... - uśmiechnął się Tata i poczłapał w płetwach do pokoju.