On marzy o czymś, co nazywa się pedalboard. Jest to skrzynka, w której upycha się efekty gitarowe umocowane na rzepach. Pomaga w transporcie, a przy okazji pozwala szybko wszystko rozłożyć - tylko otwiera się walizkę i efekty jak na dłoni, ułożone w odpowiedniej kolejności dzięki rzepom.
Jego kolega z zespołu nazywa to coś gejboardem, na podstawie prostego skojarzenia. Profesjonalny gejboard kosztuje trochę, więc On próbuje znaleźć tańszy zamiennik. Bez skutku, jak dotąd.
- Może zażycz sobie na Gwiazdkę taki gejboard? - zaproponowałam Mu, kiedy bez efektów snuliśmy się po Castoramie.
- Na Gwiazdkę?
- Uhm. Powiesz Tacie: Tato, chcę gejboard, a Tato powie, że fajnie, bo nie musi wymyślać prezentu.
- Raczej powie: synu, miałeś ślub brać, co z tobą?