- W tym soku pływa muszka! - skarży się On zniesmaczony.
- To wyłów.
- Jeszcze się rusza!
- No to zjedz, nie czekaj, aż zdechnie, padlinę jeść niezdrowo.
***
- Muszka wpadła mi do nosa... - stwierdzam rozżalona pod koniec Złego Dnia.
- Ojoj... Biedactwo... - żałuje mnie On.
- To wszystko jest ponad moje siły... - wybucham rozpaczliwym szlochem. - Wszystko mnie dzisiaj tak strasznie wkurza albo męczy, a na koniec jeszcze muchy w nosie...
- O, moja droga, muchy w nosie to Ty masz od rana!
- Ale teraz... dosłownie! - ryczę Mu w koszulkę.
Trzeba przyznać, że stanął na wysokości zadania. Pocieszył i potulił.
17 marca 2009