On jest chory, mnie spóźnia się okres, więc nastroje w mieszkaniu minorowe.
- A jak jestem w ciąży? - rzucam wbrew wszelkim racjonalnym przesłankom.
- Jak jesteś w ciąży, to nic nie mogę zrobić...
- Możesz uznać dziecko i zapewnić nam obojgu godziwy byt - wygłaszam patetycznie. - Ale to dopiero jak się urodzi.
- Nie, mogę zrobić jeszcze jedną rzecz: umrzeć.
- Bez sensu. I z czego będziemy żyli?
- Sprzedasz moją gitarę, piec i efekty.
- Nie mogę, bo nie dziedziczę po tobie!
- Nasciturus - wygłasza On natchnionym tonem.
Aha.
20 marca 2009