Remont kończy się lawinowo. Jeszcze dwa tygodnie temu mieszkanie wyglądało jak po wybuchu bomby. Koniec robót jawił mi się mniej więcej tak, jak dzień Sądu Ostatecznego: bez konkretnego terminu i z datą tak odległą, że nie ma sensu się nad nią zastanawiać.
A później ruszyło z kopyta...
Panowie w tydzień zrobili ściany i położyli "flizy" i "terakotę".
Od zeszłego piątku malują. Obiecali, że do środy skończą.
Rzecz jasna, nie skończyli... Ale wcześniej obiecywali, że do końca lipca będzie gotowe - i słowa dotrzymają. Bo w zasadzie na jutro tylko kosmetyczne poprawki. W sobotę przeprowadzka. I
A na razie - koszmar piwnicy w skrócie perspektywicznym.
Od lewej: stare regały zapełnione papierami, piramida z kanapy i krzeseł, odwrócony fotel bujany, niezidentyfikowane kartony z czymś, rozłożone na części pierwsze łóżko, materac postawiony na sztorc.
A później ruszyło z kopyta...
Panowie w tydzień zrobili ściany i położyli "flizy" i "terakotę".
Od zeszłego piątku malują. Obiecali, że do środy skończą.
Rzecz jasna, nie skończyli... Ale wcześniej obiecywali, że do końca lipca będzie gotowe - i słowa dotrzymają. Bo w zasadzie na jutro tylko kosmetyczne poprawki. W sobotę przeprowadzka. I
A na razie - koszmar piwnicy w skrócie perspektywicznym.
Od lewej: stare regały zapełnione papierami, piramida z kanapy i krzeseł, odwrócony fotel bujany, niezidentyfikowane kartony z czymś, rozłożone na części pierwsze łóżko, materac postawiony na sztorc.