18 lutego 2010

Boze, bezy!


Z piekarnikiem gazowym trudno było cokolwiek zdziałać w kwestii bez, a musicie wiedzieć, że ja bezy kocham miłością namiętną, w każdej wersji, a najbardziej z owocami. I próbowałam je zrobić w świętej już pamięci gazowym piekarniku, który nawet z ciastem kruchym sobie nie radził najlepiej. Oczywiście nie wyszły.

Później - posiadając już odpowiedni piekarnik - wmówiłam sobie, że to wina nieposiadania miksera, że przecież niemożliwym jest ubić ręcznie pianę na bezy. I próbowałam robić ciasta a la moja teściowa-in-spe, czyli owoce na kruchym pod bezową pierzynką. Wychodziła z tego gumowata kołderka o ohydnej, oblepiającej zęby konsystencji, słodka jak ulepek.

Przedwczoraj oglądałyśmy z Siostrą "Julie & Julię", ja po raz trzeci - i po raz trzeci poczułam nieprzepartą chęć zrobienia Czegoś. Wspólnie machałyśmy trzepaczkami, Meryl Streep przy majonezie, ja przy białkach na bezy.

I wiecie co? UDAŁO SIĘ! Zrobiłam bezy!!!

Tym samym skreśliłam kolejną pozycję na mojej osobistej liście kulinarnego doskonalenia się. Kolejną pozycją są ptysie, dalej ciasto francuskie, a później nic mi już do głowy nie przychodzi. Ale przyjdzie.