Pewnie wsadzę tym tekstem kij w mrowisko, ale naprawdę muszę to z siebie wyrzucić. Przeczytałam ostatnio tekst o kostkach rosołowych i to mnie popchnęło do napisania kilku słów na ten temat. Bo jak się mają takie buliony do reguł Slow Food? Większość z Was powie pewnie, że nijak.
Co jest w kostce rosołowej?
Te produkty popularnych firm zawierają przede wszystkim sól, następnie tłuszcz, przyprawy, zioła, ekstrakty z warzyw i niewielkie ilości suszonych warzyw, ekstrakt z mięsa i kości, wzmacniacz smaku w postaci glutaminianu sodu. Nadmiar soli w diecie nie jest zdrowy, ale gotując zupę też dodajemy soli, i to w podobnej ilości. Pozostałe składniki w takich ilościach nie szkodzą, i chociaż niektóre wyprodukowano w laboratorium, nie są "sztuczne". Może poza tym ostatnim, który co prawda pochodzi od całkowicie naturalnego związku chemicznego, znajdującego się praktycznie we wszystkich białkach (w tym w mleku kobiecym!), ale tworzony jest syntetycznie i opinie co do jego wpływu na nasz organizm są bardzo podzielone.
A ekologiczne kostki?
Kosztują co prawda czterokrotnie więcej, ale przecież powinny być zdrowe! Ale, o dziwo, w składzie wszystko tak samo, poza glutaminianem sodu, który jednak ukrywa się pod nazwą ekstraktu drożdżowego. Zwykle mają też tłuszcz palmowy (to, że pochodzi z ekologicznych upraw nie sprawia wcale, że jest zdrowszy). Krótko mówiąc, za wyższą cenę dostajemy to samo, tylko nieco mniej słone i na eko-warzywach.
Domowy bulion - zdrowy?
Najbardziej slowfoodowo byłoby ugotować własny bulion i zamrozić go na dłużej. Tylko co będzie zawierał gotowy wywar? Dokładnie to samo, co kostki: ekstrakty z warzyw i mięsa, sól, tłuszcz i przyprawy. I tylko bez dodatku glutaminianu (co nie znaczy, że bez zawartości). Co prawda mamy wpływ na proporcje tych składników, za to musimy pilnować garnka przez pół dnia. W gotowym produkcie płynnym nie ma ani warzyw, ani mięsa, bo je wygotowujemy. Nie ma się co bulwersować, na tym to polega. Nikt nie sięga po rosół, jeśli chce wykorzystać dobroczynne właściwości marchewki.
Złoty środek
W gotowaniu esencjonalnego, obłędnie pachnącego rosołu mistrzem świata jest mój tata. Nastawia go rano i co jakiś czas przychodzi z pracy, żeby sprawdzić, co tam słuchać i czuć w garnku. Ale tata pracuje pod domem (i to dosłownie), więc ma taką możliwość. Ja mam pracę 7 km od mieszkania, na co dzień muszę zrobić obiadokolację jak najszybciej.
Staram się przygotowywać własny tak często, jak tylko mogę, mimo że nie mam dostępu do eko-warzyw z własnej działki ani do wiejskich kur. Ale w mojej kuchni są też kostki, bo uznaję je za wystarczająco dobry substytut długo gotowanego bulionu. Nie uznaję używania uniwersalnych przypraw zamiast ziół, bo mają za dużo syntetycznych dodatków. Ale kluczem do zdrowego odżywiania jest rozsądek, zwłaszcza przy czytaniu etykiet. Nie ma co wpadać w panikę na widok każdego symbolu E, lepiej poświęcić ten czas szumowinom. Tym z powierzchni rosołu.
Złoty środek
W gotowaniu esencjonalnego, obłędnie pachnącego rosołu mistrzem świata jest mój tata. Nastawia go rano i co jakiś czas przychodzi z pracy, żeby sprawdzić, co tam słuchać i czuć w garnku. Ale tata pracuje pod domem (i to dosłownie), więc ma taką możliwość. Ja mam pracę 7 km od mieszkania, na co dzień muszę zrobić obiadokolację jak najszybciej.
Staram się przygotowywać własny tak często, jak tylko mogę, mimo że nie mam dostępu do eko-warzyw z własnej działki ani do wiejskich kur. Ale w mojej kuchni są też kostki, bo uznaję je za wystarczająco dobry substytut długo gotowanego bulionu. Nie uznaję używania uniwersalnych przypraw zamiast ziół, bo mają za dużo syntetycznych dodatków. Ale kluczem do zdrowego odżywiania jest rozsądek, zwłaszcza przy czytaniu etykiet. Nie ma co wpadać w panikę na widok każdego symbolu E, lepiej poświęcić ten czas szumowinom. Tym z powierzchni rosołu.