
Ale sięgnęłam do książki Hanny Szymanderskiej "Sekret kucharski, czyli co jadano w Soplicowie" i dokształciłam się. Byłam zaskoczona, jaki prosty jest ten chłodnik! Potem wystarczyło tylko poczekać, aż On wyjedzie na męski wyjazd (przetwory mleczne to nie jest coś, co lubi najbardziej), upolować botwinkę i... voila! Zrobić obiad na różowo. W godzinę, łącznie ze studzeniem buraczków.
Jako że chłodnik powinien się "przegryźć", najlepiej przygotować go dzień przed podaniem. Polecam zaopatrzyć się w gumowe lub foliowe rękawiczki (ja mam takie do farbowania włosów, jednorazowe), żeby nie zafarbować sobie dłoni buraczkami. Chyba że ktoś lubi wyglądać jak Lady Makbet.