20 października 2012

Lubię jeść małą łyżką - czyli o szczęściu


Tastefully Offensive / This is funny: Simple pleasures (comic,dog food,genie,wish,amusing)
WithMintFrosting
Mówią o nas "roszczeniowe pokolenie".
 
Podobno urodzeni w latach 80 tylko żądamy i oczekujemy. Konsumujemy nieprzytomnie, bez umiaru. Przy jak najmniejszym wysiłku chcemy skończyć studia. Zaraz po obronie dostać świetną pracę z astronomiczną pensją i kierowniczym stanowiskiem. Z której sfinansujemy dwustumetrowy domek z ogródkiem pod miastem, dwa nowiutkie samochody, ajfony, ajkomputery, ajtablety, aj waj!
Chcemy dużo i więcej, aż do zadławienia.

Podobno.

Rozglądam się i widzę, że to bzdury. Mnie zadowala 20m2 na osobę, uprawianie ziół w doniczkach na balkonie i jedna łazienka. Znam osoby, które lubią i doceniają mieszkania w miastach, jedną szafę i kilka par butów. Znam takie, którym łóżko w rozmiarze kingsajz wydaje się za duże. A nawet takie, które mają tylko jeden używany samochód i wcale nie marzą o SUV-ie ani o szpanerskim Mini. Czasem nieśmiało fantazjuję o własnej firemce, pozwalam sobie na chwilę oderwanych od rzeczywistości planów. Może kiedyś... Kiedy przestanę kochać moją pracę.

Na razie: jeden telefon, jeden rower, jeden komputer, zero samochodów, zero tabletów i zero planów powiększenia tej elektronicznej rodzinki. Nawet e-booki czytam na telefonie, bo nadal nie wiem, czy chcę kupować kolejny gadżet w postaci czytnika, mnożąc byty ponad potrzebę. Nie mam ochoty dodawać kolejnych zer do konta, bo jestem pewna, że do bilansu dołączyłyby setki nieprzespanych nocy. Nie chcę być dyrektorem, managerem czy innym kierownikiem od nie wiadomo czego. Dlaczego miałabym chcieć robić coś, co nie sprawia mi radości? Dla pieniędzy? To przecież prawie prostytucja.

Z punktu widzenia samorozwoju, coachingu i innych takich teorii najlepiej jest mierzyć wysoko. To zwiększa prawdopodobieństwo osiągnięcia celu. Ja mierzę, ale raczej w BYĆ niż MIEĆ. Bo cieszę się, kiedy patrzę na to, co mam. Lubię moje życie, bo zmieniłam je na swoją modłę. Ciągle zmieniam. Nie szukam w nim braków, nie wyznaczam nieosiągalnego. Szukam zaspokojenia istniejących potrzeb, których źródło mam w sobie, nie u sąsiadów czy nastoletnich milionerów zza oceanu. Wsłuchuję się w siebie i czekam, aż plany dojrzeją, a oczekiwania wyrosną same.

Rozglądam się za małymi przyjemnościami. Tyle ich przecież jest.