8 listopada 2012

2 dni w Barcelonie



Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/olgacecylia/
Zrobiłam sobie krótkie wakacje i wyskoczyłam do na 2 dni do stolicy Katalonii. Barcelona w weekend czaruje... i zostawia po sobie duży niedosyt.



Starcza czasu jedynie na "punkty obowiązkowe", ale przynajmniej zrobiłam listę miejsc, dla których koniecznie muszę i chcę wrócić. Jak wszystkie większe i wiekowe miasta, Barcelona ma do zaoferowania bardzo dużo. Dla każdego. Ja gdziekolwiek nie jadę, zawsze staram się znaleźć sztukę i architekturę do podziwiania, ogrody do zwiedzania i ciekawe lokalne smaki do spróbowania - a przecież i zakupoholicy, i imprezowicze, i miłośnicy sportu, opalania czy aktywnego wypoczynku znajdą w Barcelonie mnóstwo atrakcji.


POKÓJ Z WIDOKIEM

Już samo lądowanie dostarczyło mi pierwszych pięknych widoków - przyleciałam wieczorem, było już ciemno, ale bezchmurnie, a z góry Girona i okoliczne miasteczka wyglądały jak cenne diamentowe kolie rozłożone na czarnym aksamicie. Nad morzem kłębiły się burzowe chmury, rozświetlane raz po raz błyskawicami. Powierzchnia wody migotała przy tych błyskach, po czym znowu pogrążała się w ciemności. Widok był obłędny, a to dopiero początek - bo po dotarciu do Barcelony (autokarem bezpośrednio z lotniska) okazało się, że nocujemy tuż przy Placa d'Espanya, na 9 piętrze, w mieszkaniu z dwoma tarasami, z których można podziwiać dachy miasta.


Nocleg zarezerwowałam przez tę stronę - mieszkanie należy do Polaków mieszkających od lat w Barcelonie, wynajęłyśmy dwuosobowy pokój z wygodnym łóżkiem. Do dyspozycji miałyśmy kuchnię i dwie łazienki. Bardzo polecam to miejsce, bo jest spokojniej i bardziej kameralnie niż w hostelu, czyściutko i cicho. Gospodarze są mili i dyskretni, można liczyć na ich rady w kwestiach praktycznych.

PIESZO i ROWEREM PO BARCELONIE

Barcelona nie jest wielka, za to raczej płaska, dlatego rower wydaje mi się tu doskonałym środkiem transportu. Z uwagi na wiatr urywający głowy tym razem wybrałam jednak metro. Jak w każdym większym mieście, tak i tutaj trzeba uważać na kieszonkowców - pilnować torebek, nie nosić przy sobie całej gotówki. Portfelik chowałam w przedniej kieszeni spodni, pod długą bluzką.

Zwiedzanie zaczęło się od pobliskiego wzgórza Montjuïc. Wspinając się na szczyt minęłam dwie konstrukcje, które pozostały tu z wystawy światowej w 29 roku: Magiczną Fontannę i Palau Nacional. Ze wzgórza widać panoramę całego miasta. Później przeszłyśmy się po ogrodzie botanicznym z roślinami z całego świata. Kiedy odpoczywa się wśród drzew, można obserwować całe stada papug fruwających tam stadami jak nasze wróble. To nie wszystkie ciekawe miejsca tej okolicy - z braku czasu nie zobaczyłyśmy Poble Espanyol (minimiasteczka złożonego z budynków w różnych stylach architektonicznych z całej Hiszpanii) czy modernistycznego pawilonu projektu Miesa van der Rohe, obu również stworzonych na Wystawę Światową.

Za to na każdym kroku i bez szukania trafiałyśmy na akcenty wschodnie.
Dla lubiących patrzeć na miasto z góry - przy Placa d'Espanya znajduje się centrum handlowe Arena, podobno przerobione z dawnej areny do walk byków (zdjęcie na górze z prawej). Z tarasu widokowego na dachu można podziwiać panoramę miasta.

Naszym kolejnym punktem wycieczki była zaprojektowana przeszło 100 lat temu bazylika Sagrada Familia, symbol Barcelony. Mimo ciągłego remontu wewnątrz i na zewnątrz oraz żurawi wtopionych na stałe w krajobraz okolicy nieprzerwanie zachwyca i inspiruje, na przykład Tomka Bagińskiego przy tworzeniu animacji "Katedra". Zdjęcia nie oddają wrażenia, jakie robi ta konstrukcja przypominająca ogromny zamek z piasku.

Wieże projektu Gaudiego: pawilon w Parku Guell i kościół Sagrada Familia.
Żeby ochłonąć, powędrowałyśmy w stronę deptaku Passeig de Gracia - pełnego kamienic projektu najlepszych architektów tworzących w stylu katalońskiego modernizmu. Obejrzałam uważnie dwie najsłynniejsze, stworzone przez Gaudiego (Casa Batlló, czyli "dom kości", i Casa Mila, czyli "kamieniołom", obie na zdjęciu poniżej). Żałowałam, że czas nie pozwala nam zwiedzić wnętrz, ale nadrobię to następnym razem. Teraz napasłam oczy pozostałymi, mniej znanymi, ale równie zachwycającymi budynkami przy deptaku. Było piękne słońce, a niepokojące doniesienia z Polski na temat śniegu i trotylu wydawały się snem.

Casa Battlo | Casa Mila
Niedzielny wieczór minął nam w klubie Los Tarantos przy Placa Reial, w którym o opad szczęki przyprawiło nas flamenco. Barcelona jako część Katalonii posiada własną tożsamość kulturową, manifestującą się wręcz jako odrębność od Hiszpanii (formalnie jest wspólnotą autonomiczną). Z tego powodu kultura jest tu nieco inna, tak jak i język. Flamenco zaś wywodzi się prawdopodobnie z romskiej społeczności zamieszkującej Andaluzję i w Katalonii właściwie jest taką importowaną atrakcją dla turystów, tak jak oscypki nad morzem czy matrioszki w Sukiennicach - ale mimo to także w Barcelonie można natknąć się na prawdziwe talenty. Urodziło się tutaj wielu utalentowanych tancerzy i śpiewaków, a obecnie cenieni są w tej dziedzinie nie tylko Romowie.

Placa Reial | Passeig de Gracia

Swoją drogą, naczytałam się i nasłuchałam przed wyjazdem o tym, że nikt w Barcelonie nie mówi po angielsku. Zapewne gdybym chciała prowadzić dyskusję na temat żydowskich egzystencjalistów czy też populacji jeży w Kanadzie, napotkałabym pewne trudności, ale robienie zakupów, korzystanie z komunikacji miejskiej czy zamawianie jedzenia odbywało się bezproblemowo. Podstawowy zasób hiszpańskich słów ("hola, habla ingles?", "gracias, adios") wystarczał nam bez problemu do porozumiewania się w centrum. Resztę załatwiałyśmy po angielsku. Na pewno znajomość hiszpańskiego czy wręcz katalońskiego nie zaszkodzi, ale jej brak nie powinien nikogo powstrzymywać od odwiedzenia tego zaczarowanego miasta.

WIELKA ŁAZIENKA

Drugiego dnia wybrałyśmy się do Parku Guell. To ogród z elementami architektonicznymi w najlepszym stylu Gaudiego: budynki są nieco bajkowe, z wieżyczkami przywodzącymi na myśl mieszkanka księżniczek, uroczo obłe i z pięknymi łukami w najmniej spodziewanych miejscach. Rośliny stanowią tu raczej tło, niezbyt zdyscyplinowane jak w ogrodach angielskich, ale nie dominujące nad elementami małej architektury ogrodowej - w większości wykończonymi mozaikami z płytek ceramicznych z recyklingu. Całość rzeczywiście może kojarzyć się z łazienką, ale jest to jednocześnie łazienka tak urocza i piękna, że nie wiadomo, gdzie patrzeć najpierw.

Budynki wykończone mozaiką w Parku Guell
Znajduje się tu również słynna na całym świecie ławka. Jej wyjątkowość przejawia się w trzech aspektach: po pierwsze, jest bardzo długa, podobno najdłuższa na świecie, okala meandrami spory taras widokowy; po drugie, zapewnia prywatność poprzez falistą konstrukcję, nie siedzi się tu jak na trybunach, ale w zacisznych półkolach; po trzecie wreszcie, oparcie wyprofilowane jest dokładnie pod naturalną krzywiznę dorosłych ludzkich pleców, zapewniając idealne i szalenie wygodne podparcie.

Najdłuższa ławka | Sala Kolumnowa
Różowy domek z wieżyczką zamieszkiwał swego czasu projektant tych terenów - obecnie mieści się tam jego muzeum. W parku gdziekolwiek nie stąpnęłam, natykałam się na ceramiczne płytki w najróżniejsze wzory - jednymi wyłożono murek, inne stanowiły wysepkę na żwirowanej alejce. Nonszalancja, z jaką ozdabiane było to miejsce, bardzo mi się spodobała i już się zastanawiam, co by tu sobie zamozaikować.

Ceramiczne płytki i domek Gaudiego
Wreszcie przyszedł czas na centrum miasta. Las Ramblas to główna ulica Barcelony i obowiązkowy punkt wycieczek turystów. Można tu kupić mniej lub bardziej chińskie pamiątki, wyskoczyć do jednego z sieciowych sklepów, dać się oskubać na jedzeniu w którejś z knajpek. My zboczyłyśmy z Rambli, żeby przejść się po bazarze Mercat de la Boqueria. To spory, zadaszony targ spożywczy, na którym zaopatrzyć się może każdy, kto kocha jedzenie. 

czekoladki, kurczaki, pitahaja, karczochy
Podobno kupują tu szefowie najlepszych barcelońskich restauracji. Towary wyeksponowane są bardzo apetycznie, zarówno jeśli chodzi o bataty, karczochy i figi, jak i o owcze żołądki, baranie głowy i ostrygi.


czekoladki, figi, naleśniki, kasztany
Po obu stronach Las Ramblas ciągnie się labirynt wąskich uliczek poprzetykanych placami i placykami. To Barri Gotic, dzielnica gotycka, centrum barcelońskiego Starego Miasta. Warto tu wejść i najlepiej zabłądzić, chłonąc klimat miasta - nie polecam jednak robić tego cierpiąc na zwyrodnienie stawu kolanowego, chyba że w lektyce. Ze względu na powyższe spacer został skrócony i ostatecznie nie dotarłyśmy ani do słynnej katedry św. Eulalii, ani do Muzeum Czekolady, choć miałyśmy to w planach. Wtedy przydałby się nam rower! Sił starczyło nam jeszcze tylko na cavę i tapas w jakiejś winiarni (cava to lokalne wino musujące, przepyszne), po czym zaległyśmy na jednej z ławek nad brzegiem morza, ładując baterie słoneczne.

2 dni w Barcelonie to raczej aperitif zaostrzający apetyt niż prawdziwy, pełny posiłek pełen niuansów kultury Katalonii i smaczków jej stolicy - ale już planuję wyjazd na przyszły rok, tym razem w większym wymiarze czasowym. Nie żegnałam więc Barcelony zbyt wylewnie - szepnęłam jej krótko i czule "do zobaczenia".