26 lutego 2013

Malkontenctwo krakowskie


Kraków jest specyficznym miastem. Dostrzegam to, bo mimo że żyję tu od prawie dekady, wciąż w pewien sposób jestem obca. Na Śląsku jest taki podział na pniaki, krzaki i ptaki - według tej nomenklatury jestem krakowskim krzakiem, który zapuścił korzenie, choć urodził się gdzie indziej.

OKIEM KRZAKA


Krakusi kochają swoje miasto, ale uwielbiają też na nie narzekać. Niedawno wybrali prezydenta, którego nikt nie lubi i którego działania nikomu nie odpowiadają. Każda nowa inwestycja: czy balon nad Wisłą, czy rzeźba na Rynku, czy szybki tramwaj, czy też jakiekolwiek centrum handlowe - wywołuje niekończące się dyskusje, protesty i marudzenie. Schemat jak z wieżą Eiffla, która początkowo budziła głęboki niesmak i niechęć paryżan, była obiektem drwin i docinków, póki w końcu nie stała się symbolem miasta. Specyficznym i właściwie niepięknym, ale darowanym symbolom w śrubki się nie zagląda.

MODNE TEMATY

Kiedy sprowadziłam się do Krakowa, modne było narzekanie na Nową Hutę. To tam, opowiadano sobie ze strachem, w biały dzień nożownicy mordują niewinnych mieszkańców, to tam zdarza się najwięcej bójek, gwałtów, rozbojów, kradzieży i aktów wandalizmu. Zgroza. Teraz niechęć skupiła się na stosunkowo nowym osiedlu Ruczaj, którego budowa zaczęła się w latach 80, a obecnie, ze względu na obecność Kampusu UJ i związanymi z nim pielgrzymkami studentów, znacznie przyspieszyła. Ruczaj - jako cała dzielnica, wieloetapowe osiedle wybudowane podczas okresu transformacji - nominowany jest w tym roku do plebiscytu Archiszopy organizowanego przez krakowską Gazetę Wyborczą. Wyjątkowo głupia decyzja.

PLEBISCYT "ARCHISZOPA 2013"

Nominacje do Archiszopy przyznaje się Ruczajowi ze względu na ciasną, "zdehumanizowaną" zabudowę, brak garaży, parkingów i odpowiednich dróg dojazdowych, brak zieleni, brak lokali z przeznaczeniem usługowym: poczty, przychodnie, szkoły i przedszkola. 

To jednocześnie prawda i nieprawda. Świeżo wybudowane bloki w nowej części Ruczaju stawiane były z nastawieniem na zysk. Jest ciasno i betonowo w okolicach pętli tramwajowej Czerwone Maki (której nazwa kojarzy mi się wyłącznie z tą okropną piosenką o kwiatach czerwieńszych, bo z polskiej wzrosły krwi). Typowa "sypialnia" bez niezbędnej do codziennego życia infrastruktury. Ale te grzechy nie dotyczą starszej części Ruczaju - ja mam wokół bloku dużo przestrzeni i zieleń, a na pocztę bliżej niż kiedy mieszkałam w centrum. Do szkoły chodzę głosować. Chodzę, bo to za blisko, żeby jechać. Sąsiadka nierzadko prowadzi dziecko do przedszkola mając na nogach kapcie.

NIEKOMPETENTNE JURY

Jurorzy plebiscytu - tak jak w przypadku Nowej Huty - kierują się zasłyszanymi pogłoskami, fotografiami i opiniami kilku mieszkańców. Z tych niepełnych danych konstruują kategoryczne wnioski, które bardzo dobrze wyglądają w druku, ale kompletnie mijają się z prawdą. Takie wypowiedzi zapadają w zbiorową świadomość, czego efektem są stereotypowe opinie krzywdzące zwykłych ludzi. Dodatkowo zapomnieli chyba o celu całej imprezy, która z założenia piętnuje brzydką, niepasującą do otoczenia architekturę, a nie ocenia warunki życia. Tym powinni zajmować się mieszkańcy, którzy głosują nogami i kupują mieszkania takie, jakie im odpowiadają.

Mieszkałam na nowym Płaszowie, Zakrzówku, Woli Justowskiej, Żabińcu i na Starym Mieście, a dokładniej w dzielnicy Piasek. Podczas szukania mieszkań zwiedziłam Kozłówek, Salwator, Łobzów, Prądnik, Dębniki i Ugorek. Czy ktokolwiek z jurorów plebiscytu może się pochwalić takimi doświadczeniami? Szczerze wątpię. A ja mam porównanie, które może streścić się w jednym zdaniu.

Odczepcie się od Ruczaju, to zwykłe blokowisko - ani lepsze, ani gorsze od innych.