27 marca 2013

5 rzeczy, które nie są już takie jak dawniej


http://www.caryndrexl.com/
Myślałam o nadchodzącej Wielkanocy. Planowałam, co będę piekła (co roku musi być sernik plus coś - ostatnio tym "czymś" był wiedeński tort ponczowy, tym razem robię baklawę). A potem zalała mnie fala nostalgii.

Bo teraz Wielkanoc to już nie to. I nie tylko Wielkanoc.


NAKRĘTKI Z TYMBARKA

Kiedyś to były kapsle z fajnymi tekstami. Zbieraliśmy je, wymienialiśmy się, a niektóre teksty wchodziły do powszechnego użycia. Kapslem pocieszało się przyjaciółkę, na kapsel podrywało się dziewczyny, przez kapsel wyznawało się uczucia. Teraz to są plastikowe nakrętki z niewyraźnie nadrukowanym banałem treściowym i/lub koszmarem interpunkcyjnym: "wyjdziesz za mnie !!! xD" albo "nie mam zdania ?".

PRINCE POLO

Polski wafelek, który zrobił karierę międzynarodową, lądując w paszczach całego pokolenia Islandczyków. Uwielbiałam go, kiedy byłam mała. Jako nastolatka zajadałam się wersją piernikową (która zniknęła równie szybko jak się pojawiła... skandal). Zmiana jest lekka, ale do uchwycenia - kiedyś było bardziej czekoladowe, a wafelki grubsze i nieco twardsze. Teraz wolę zrobić sobie domowego Pischingera. Przynajmniej nie udaje kultowego wafelka.

DOBRANOCKA

W zamierzchłych czasach lat 80, przed epoką taniej kablówki i internetu w każdym domu, czekało się przez cały tydzień na dłuższą wieczorynkę w niedziele. Nie dość, że była dłuższa, to jeszcze był Disney! Teraz dzieci olewają dobranocki. Mogą sobie w każdej chwili włączyć Disney Channel albo ulubioną kreskówkę na DVD.

COLA

Pamiętacie szklane butelki z zawijasowym logo Pepsi-Coli, z których piło się ostrożnie, żeby bąbelki nie poszły do nosa? I to, że wtedy nawet 0,33 l to było strasznie dużo picia? Pamiętajcie, bo ten smak już nie wróci. Teraz sprzedaje się colę w pseudoekologicznych butelkach plastikowych albo w metalowych puszkach, które zmieniają diametralnie jej smak. Zresztą przez ostatnie ćwierćwiecze pewnie wprowadzali z piętnaście razy "nową, lepszą recepturę". Co stawia colę w niechlubnym szeregu smaków zepsutych przez producentów.

WIELKANOC

Pamiętam, kiedy to naprawdę było wiosenne święto. W ogrodzie kwitły krokusy, żonkile i tulipany, w domu pachniało hiacyntami, forsycją i rzeżuchą. Niedzielny poranek spędzało się na szukaniu drobnych prezentów, poukrywanych przez Zajączka w domu albo poza nim. To było fajniejsze niż najlepsze questy w grach komputerowych! A w Lany Poniedziałek było 15 stopni i nikt nie dostawał zapalenia płuc od oblewania wodą ze szlaucha. Teraz zarówno ja, jak i moje rodzeństwo wyrośliśmy z prezentów od Zajączka, większość Polski w ogóle nie zna tej tradycji, a pogoda chyba zapomniała, gdzie jest guzik włączający wiosnę.

Macie swoje smaki, zapachy, nastroje, za którymi tęsknicie?