23 marca 2013

Plastikowy świat


http://penmint.deviantart.com/
"Naprawdę jaka jesteś - nie wie nikt" - śpiewał Bogusław Mec. Mógłby to samo powiedzieć internautom, mistrzom autokreacji, wśród których arcymistrzami są blogerzy.

Chyba nigdzie nie ma tylu Ubermenschów, supermenek, idealnych figur i twarzy, perfekcyjnych egzystencji. Zawsze i wszędzie nosimy maski, ale te w blogosferze wydają się kryć najwięcej. Niektórym na stałe przyrastają do twarzy.

FUNKCJA OPINIOTWÓRCZA

Blog to nie "Teleekspres" - nie przekazuje informacji, a opinie, myśli i wrażenia. Czytelnicy nie mają możliwości ich weryfikacji, więc muszą wierzyć na słowo. Dlatego wiarygodność blogera zależy od tego, jak bardzo jest szczery sam ze sobą i ze swoimi czytelnikami. Zaufanie czytelników może skończyć się w chwili, w której odkryją, że autokreacja blogera nie jest jedynie selekcją publikowanych treści, ale zakłamywaniem rzeczywistości.

SELEKCJA FAKTÓW A KREACJA FIKCJI

Różnica teoretycznie jest prosta. Nikt przecież nie prezentuje na blogu całego swojego życia. To nie reality show, żeby towarzyszyć obcemu człowiekowi, kiedy obcina paznokcie, siedzi w toalecie, traci nad sobą panowanie podczas kłótni czy kiedy przesadzi z alkoholem. To naturalne, że bloger wybiera ze swojej codzienności fragmenty nadające się do publikacji, potencjalnie ciekawiące czytelników, estetyczne. (Co prawda widziałam kiedyś blog, którego autor codziennie pisał o tym, co jadł, po czym pokazywał zdjęcie swojego stolca... Ale to raczej jednostkowe wynaturzenie.)

My z kolei - jako czytelnicy - często błędnie zakładamy, że pisze się wyłącznie o rzeczach ważnych. Zatem jeśli ktoś nie narzeka na blogu na bezrobocie, to znaczy, że tego nie doświadcza. Jeśli pisze, że nie udało mu się kupić wymarzonych butów, to jest pusty i nie ma większych problemów. Ale nie, to tak nie działa. Informacje się selekcjonuje, z różnych powodów. To normalne, sama tak robię. W końcu ekskribicjonizm musi być kontrolowany.

Uważam jednak, że zaczyna być nie fair wobec odbiorców osoba, która ze swojego bloga robi kolorowy magazyn, w którym wszystko jest dekoracją, scenografią, starannie przemyślanym motywem stworzonym jedynie na potrzeby bloga. Większość czytelników nie wyczuje fałszu. Ich pełne zachwytu komentarze mogą połechtać blogerskie ego, a podskakujące statystyki przyciągną kolejnych reklamodawców złaknionych pochlebnych opinii "wpływowego blogera". I tak to się kręci. Przecież nie da się sprawdzić, czy po publikacji zachwytów nad prostownicą blogerka nie sięgnęła po lokówkę konkurencyjnej firmy. Albo jak wielu czytelników rzeczywiście kupiło zachwalaną prostownicę.

POZA GRANICAMI AUTOKREACJI

Przykłady można by mnożyć... 
Tworzenie wysmakowanych strojów tylko do zdjęć, a na co dzień bieganie w tym, co było pod ręką.
Nadmierny retusz zdjęć - zagęszczanie włosów, poprawianie ich koloru, ukrywanie odrostów, wklejanie czyjegoś nosa zamiast własnego, powiększanie oczu, wydłużanie rzęs itd. (Dla mnie nadmierne jest wszystko, czego nie dałoby się zrobić w zwykłej ciemni fotograficznej.)
Wykorzystywanie tańszych zamienników produktów spożywczych - szynka szwarcwaldzka zamiast parmeńskiej, corregio zamiast parmezanu, polędwiczka wieprzowa zamiast wołowej.
Stawianie talerzy na tle fotografii jakiejś powierzchni albo na deskach podłogowych imitujących różne stoły.
Testy sprzętu czy produktów, które miało się w rękach przez ledwie parę godzin.
Recenzje nieprzeczytanych książek czy nieobejrzanych filmów, sklejone z innych recenzji z internetu.
Przybieranie fałszywej tożsamości: imienia, miasta lub kraju pochodzenia - bo te wymyślone są ciekawsze, bardziej cool.
Te wszystkie zdjęcia z cudzym kotkiem czy pożyczoną fretką, ze ślicznymi ciastkami, których bloger nie tknie z powodu diety lub choroby (celiakia, cukrzyca), gołe nogi i gorsety na śniegu, kalosze w słoneczny dzień i sandały w listopadzie...

MOJE GRANICE

Nie jestem od tego wolna, nikt nie jest - jak pisałam, wszyscy nosimy maski. Ale na moim blogu nie znajdziecie tego, co opisałam wyżej. Opisuję, fotografuję i pokazuję Wam wycinek mojego prawdziwego życia. Fragmenty, które chcę utrwalić i którymi mam ochotę się dzielić. Dlatego nie znajdziecie tu moich ubrań czy makijaży, fotek łóżka, szafy albo biurka, wpisów na temat wiary, kwestii etycznych czy seksu, Jego danych, zdjęć nas, naszych rodzin, szczegółowych relacji z naszych kłótni czy problemów rodzinnych. Staram się być fair wobec Was i wobec siebie - jeśli czegoś ujawniać nie chcę, to po prostu to przemilczam. 
  
WHY?

Robimy to wszystko z próżności, potrzeby lansu, poprawienia sobie samopoczucia przez lepszy obraz własnej osoby w oczach innych. Tylko czy jest warte ryzyka? Pisałam już, co można stracić: wiarygodność i zaufanie czytelników. A to właściwie jedyna cecha bloga odróżniająca go od artykułów sponsorowanych w prasie czy opłaconych opinii na forach internetowych. 

A może ja źle myślę?