W filmie Jarmusha kawa była idealna, dopóki miły pan nie przybiegł z dolewką. |
Ciekawe jest dla mnie to, że słysząc polskie słowo myślę o czymś zupełnie innym niż kiedy dokładnie to samo opisuje angielskie czy nawet francuskie określenie. Sądzę, że duży wpływ na moje postrzeganie tych angielskich słówek miały filmy i seriale - przecież ich bohaterowie ciągle coś wcinają. A że jedzenie jest czynnością społeczną, to na widok czegoś, czym ktoś się zajada ze smakiem, najczęściej ocieramy strużkę śliny i mówimy "dla mnie to samo".
BREAKFAST
Polskie słowo "śniadanie" kojarzy mi się z jajkami na wszelkie sposoby, chlebem z masłem i herbatą po irańsku robioną przez mojego Tatę. To po angielsku oznacza dla mnie myślenie o kawie z ekspresu przelewowego - i ze śmietanką, nie z mlekiem. Do tego donuty. Wszystko w scenerii typowego amerykańskiego baru z obrusami w kratkę. Tylko nie psujcie mi marzeń mówiąc, że w USA nie ma wcale takich miejsc!
LUNCH
Są osoby, które upierają się, że lunch jest odpowiednikiem obiadu. Dla mnie nigdy - bliżej mu do drugiego śniadania. Kiedy słyszę lub czytam słowo "lunch", myślę o wielowarstwowych kanapkach na mięciutkim pieczywie, z mnóstwem chrupiących, bardzo zdrowych dodatków. Do tego sok pomarańczowy z wielkiego plastikowego kanistra. Nawet mu wybaczę, że jest potwornie słodki - to w końcu mój wymarzony lunch. Swoją drogą, angielskie słowo "sandwich" budzi we mnie podobne skojarzenia, nie wspominając o "chicken salad sandwich", bo samo brzmienie sprawia, że zaczyna mi burczeć w brzuchu.
DESSERT
Choć słowo jest takie podobne do polskiego deseru, to jednak kojarzy mi się zupełnie inaczej. Angielski dessert to coś kremowego i delikatnego - tiramisu, sernik nowojorski, flan czy panna cotta. Słysząc polskie słówko "deser" myślę w pierwszej chwili wyłącznie o szarlotce. Przy okazji wyznam, że uwielbiam brzmienie słów "podwieczorek" i "podkurek" razem z ich znaczeniem. Żałuję, bo trudno być kobietą podwieczorkującą i jednocześnie pracującą.
Jedzenie na wynos w filmach i serialach pojawia się często. Zawsze wiąże się z charakterystycznymi kartonowymi pudełkami. Nie to co u nas, że wszystko przyjeżdża w styropianie, nawet z ekologicznego baru. Niektórym bohaterom dzwonienie po kolację tak bardzo weszło w krew, że ustalili sobie nawet tygodniowy plan. A ja patrzę i marzę o sajgonkach, o smażonym makaronie z sosem słodko-kwaśnym i o bananie w cieście...
If it's Friday, it must be China. |
GRAB SOMETHING
Na koniec - sformułowanie, które bardzo lubię, bo kojarzy mi się z szybkim wyskoczeniem po coś dobrego. Z reguły preferuję jedzenie w domu, które sama przygotuję, ale jeśli ktoś kiedyś powie mi "let's grab something to eat" - pobiegnę tak jak stoję, choćby w piżamie!