2 czerwca 2013

Lata 90, czyli nostalgicznie


http://www.caryndrexl.com/
Pokolenia liczy się co 20-25 lat. Ale czasem życie przypada na tak burzliwe okresy w historii, że wystarczą 2-3 lata różnicy, żeby pokoleniowa jedność doświadczeń uległa zaburzeniu. 

Ja urodziłam się w roku orwellowskim, więc opisane przez Tattwę lata 90 pamiętam trochę inaczej. Ale czytałam jej tekst z przyjemnością i uśmiechem, a na fali sentymentu pozwoliłam sobie popełnić swoją wersję.

Akurat na paskudną, deszczową pogodę i początek czerwca.

A jak ATARI

Mój pierwszy komputer, Atari 800XL. Dostałam go po kuzynce z Niemiec. Programy były na kasetach, takich jak do magnetofonu. Na załadowanie się gry trzeba było czekać niemal godzinę, a czas spędzony przed ekranem ograniczali rodzice "bo popsuje ci się wzrok". Pamiętam jakąś platformówkę podobną do Pacmana (w którego też grałam, na automatach w Jastarni, mając jakieś 4 lata i nazywając "Mniam-niakiem") i coś w rodzaju bardzo prymitywnego Sapera. Komputer był nudny, wolałam łazić po drzewach i huśtać się na trapezie zrobionym z drążka do magla. 

B jak BOOMER

Trudno teraz dostać gumy balonowe - ale w latach 90 to było obowiązkowe wyposażenie szkolnych sklepików. Reklamy z ubranym na niebiesko gumowym superbohaterem leciały w TV praktycznie na okrągło. Producent wypuszczał kolejne wersje gumy: smakowe, dwusmakowe, barwiące język, a nawet gumę w pudełku, zwijaną jak centymetr. Celowo nie piszę o kultowej gumie Donald, bo dla mnie to raczej lata 80 - nie było Donaldów, kiedy poszłam już do szkoły.

C jak CIENKOPIS

Niezbędnik w duecie z walkmanem. Byli tacy, którzy oszczędzali baterie przewijając kasety ołówkiem - ale ja wolałam cienkopisy, które jednocześnie były częścią szkolnego ruchu oporu. Mianowicie, u mnie w szkole (podstawowej - skończyłam ją w 98 roku) nie wolno było pisać niczym innym niż piórem. Długopisy były zakazane całkowicie, cienkopisy i modne wówczas żelopisy także, bo według nauczycieli "wypaczały charakter pisma". Nie wiem, czy coś mi się wypaczyło, ale do pióra wróciłam dopiero w liceum, bo lubiłam ten rytuał napełniania pompki z kałamarza. Długopisów nie używam do teraz, źle chodzą pod ręką. Czyli jednak nauczyciele mieli trochę racji!

Cienkopisy Stabilo / http://elfline.pl
D jak "DIRTY DANCING"

Miałam 7 czy 8 lat, kiedy oglądałam ten film w telewizji - wtedy jeszcze figurował w programie telewizyjnym jako "Wirujący seks". Rodziców miałam rozsądnych, nigdy nie zabraniali mi oglądać scen miłosnych (embargo za to było na sceny przemocy), więc obejrzałam Patricka Swayzego z rozdziawioną buzią. Później długo chciałam tańczyć jak Jennifer Grey. Swoją drogą, przemianę chodzącej jak kaczka Baby w powabną, kręcącą zmysłowo biodrami tancerkę mambo do teraz uważam za jedną z najlepszych lekcji kobiecości wszech czasów.

E jak ENERDE

Tak się złożyło, że miałam Babcię w tym mitycznym kraju, więc przekroczyłam jego bramy dość wcześnie. Do teraz pamiętam jednak dwie absolutnie magiczne rzeczy. Pierwsza - to miasto ustrojone przed Gwiazdką i witryna w największym domu towarowym. Ustawiono w niej "warsztat Mikołaja" z kilkudziesięcioma mechanicznymi misiami "pracującymi" nad wyrobem zabawek, pakującymi je w pudełka z kokardą i oporządzającymi naturalnej wielkości renifery. Byłam oczarowana. Drugą był hipermarket. Opadła mi szczęka, kiedy zobaczyłam, że oni mają 30-metrowe półki z samymi tylko chusteczkami higienicznymi! I do teraz zastanawiam się, czy chcę jeszcze raz, po latach pojechać do Hanoweru. Czy warto konfrontować wspomnienia z rzeczywistością?

F jak FARBY PLAKATOWE

Dostępna dla każdego lekcja kolorów firmy Astra - która zresztą istnieje do dzisiaj. To z tych niepozornych pudełek dowiedziałam się, czym różni się karmin od cynobru, a błękit paryski od ultramaryny. Żeby uzyskać różowy, trzeba było zmieszać biel z czerwienią. Teraz róż jest gotowy, a kolory podpisane po lamersku: ciemny czerwony, jasny czerwony. Pamiętam, że nazywanie kolorów i określanie ich temperatury zaliczało się na kartkówce z plastyki i nikt nie wciskał kitu, że posiadanie penisa oznacza wrodzony daltonizm. Wtedy wszyscy po prostu się tego uczyliśmy.

G jak GRY

Oczywiście pamiętam i Flirt Towarzyski, i Eurobusiness - ale nie można zapominać o "grze w auta" (karty z różnymi samochodami, gra przypominała "wojnę") i o wszystkich grach kartkowych: "państwa-miasta" (nieskromnie powiem, że byłam w tym niezła!) czy "pytania i odpowiedzi". I statki. Najlepiej na nudnych lekcjach!

H jak HARIBO

Coś, czego w latach 80 nie było: kolorowe, szeleszczące opakowania, a w środku mięsiste żelki o wyrazistych smakach i ciekawych kształtach. Już nawet nie chodziło o klasykę, czyli złote miśki - ale o małe butelki coli, owoce tropikalne z tukanem, biało-zielone żabki, czarno-różowe mieszanki z lukrecją, farbujące truskawki czy szczypiące w język robale. Do teraz przystaję, kiedy widzę stoiska z żelkami na wagę w centrach handlowych. Kiedy byłam mała, to było marzenie, nażreć się żelków aż po uszy. One smakowały Zachodem.

I jak INTERNET

Mimo że trudno w to uwierzyć, lata 90 minęły nam praktycznie bez internetu. Ja wakacje między podstawówką a liceum spędzałam u wujostwa, którzy mieli kafejkę internetową. Zamiast raczkującego wtedy Google używało się Altavisty, zamiast nieistniejącego jeszcze Gadu-Gadu - mIRC-a, a zamiast na forach ludzie wymądrzali się na grupach dyskusyjnych. Godzina internetu w kafejce kosztowała 3-5 zł, a korzystanie z modemu w domu blokowało linię telefoniczną i wymagało liczenia impulsów za pomocą kresek przypominających więzienny kalendarz. 

J jak JOJO

W latach 90 to nie była zwyczajna zabawka, a gadżet, na który podrywało się dziewczyny. Opanowanie skomplikowanych tricków za pomocą świecącego - i nierzadko grającego - jojo zapewniało nienaruszalną pozycję lidera na podwórku. 

K jak KINO

Przed erą multipleksów kina miały po jednej sali, popcorn kupowało się z wózka w holu, a przed filmem nie puszczali reklam. Na filmy chodziło się całą klasą (moja szkoła miała specjalną zniżkę, bo uczęszczały do niej dzieci właściciela), a kiedy między zwiastunami a filmem właściwym gasły światła, w dobrym tonie było zacząć klaskać, zupełnie jak teraz w samolocie tanich linii. Pierwszy film, jaki zobaczyłam w jedynym, nieistniejącym już tarnogórskim kinie "Europa", to był "Willow" z rodzicami. Później już płakałam na "Królu Lwie" i innych animacjach Disneya albo wstrzymywałam oddech przy "Parku Jurajskim" czy "Titaniku", które nawet bez 3D były zaskakująco realistyczne.



L jak LODY

Zasada była jedna: im piękniej wyglądały lody na kolorowej tablicy z logo Algidy czy Schollera, tym bardziej kijowo prezentowały się w rzeczywistości. Ale i tak zajadaliśmy się "kredkami", wysuwanymi Calippo, zielonym czubkiem pod nazwą Cactoo (teraz to lody Kaktus), najtańszymi Minimilkami (teraz są tylko Big Milki). Lody robiło się też z serków homo w małych opakowaniach - ja je znałam pod nazwą Zwergów (niem. krasnoludki), w Polsce to oczywiście przesłodzone Danonki. Lody można było także kupować z żółtych samochodów, które odwiedzały niektóre dzielnice, wkurzając ludzi irytującą melodyjką puszczaną z głośnika na dachu.

M jak MULINA

Niezbędna do wykonania dwóch kultowych DIY w latach 90: plecionych bransoletek oraz "rapsów", czyli oplatania muliną pasemek włosów. Instrukcje wykonania tych cudów pojawiały się w "Bravo Girl" czy w "Naszej Miss", a posiadanie koleżanki umiejącej wyplatać co rzadsze wzory nobilitowało.

N jak NOCOWANIE

W latach 90 rodziców trzymających dzieci pod kloszem było dużo mniej, a już ośmiolatki jechały na Zieloną Szkołę, i to na drugi koniec Polski. Nocować chodziło się też do przyjaciółek w sobotnie wieczory - podekscytowane, zwykle zasypiałyśmy dopiero po północy, co miało rozkoszny posmak zakazanego owocu. Pamiętam też moje ostatnie przyjęcie urodzinowe: kończyłam 16 lat i umyśliłam sobie, że zaproszę wszystkie moje nieznające się przyjaciółki (o ja głupia...) i że będziemy spać w namiotach rozłożonych w ogrodzie. (Więcej o tej nocy TUTAJ)

O jak OKRĄGŁY STÓŁ

Od którego wszystko się zaczęło, a ja zastanawiałam się, w czym dzieło, bo w domu też mieliśmy okrągły stół i jakoś nikt z tego nie robił wielkiego halo.

P jak PRINCE POLO

Jeszcze z czasów, kiedy produkowała je firma Olza. Której Się Chciało. Najcieplej wspominam piernikowe Prince-Polo, które najlepiej smakowało prosto z lodówki, popijane gorącą gorzką herbatą. Wersja klasyczna też dawała radę, ale za piernikowym tęsknię nieustannie.



R jak REKLAMY

W latach 90 reklam się nie wyłączało. Po prostu. Świat "Mentos: the freshmaker", "Tic-tac: tyle świeżości i tylko dwie kalorie!", tamponów, które "zakłada się do wewnątrz" (długo byłam przekonana, że trzeba je połknąć!) czy "Vidal Sasoon, saloon shampoo i odżywka w jednym" był zupełnie nowy i świeży, jak u Kiplinga. Chłonęło się go wszystkimi zmysłami, a teksty z reklam stawały się częścią potocznego języka dużo częściej niż teraz.

S jak SHOPPING

W przeciwieństwie do lat 80, kiedy nierzadko widywałam puste haki w mięsnym i nieosiągalne finansowo zabawki w Peweksie, sklepy w latach 90 mnożyły się jak grzyby po deszczu. Wtedy też powstało zjawisko shoppingu, czyli wyprawy na zakupy jako sposobu spędzania wolnego czasu. 

T jak TAZOS

I tatuaże, czyli dodatki do chrupek i chipsów. Firmowane przez geparda opakowania z chrupkami Cheetos i torebeczki z chipsami firmy Star Foods kryły w sobie nie tylko zakazaną przez rodziców przekąskę, ale plastikowe żetony do kolekcjonowania, a czasem zmywalne tatuaże w formie kalkomanii. To był must have tamtych czasów.

U jak UBRANIA

Pamiętam tylko kilka rzeczy, które po prostu trzeba było mieć: postrzępione dżinsowe szorty, neonowe frotki do włosów, kolorowe drewniaki, błyszczące legginsy z lycry i bandanki. U starszych dziewczyn popularne były panterki i krótkie, ale szerokie sweterki i bluzy. Teraz te trendy wracają, a ja nijak nie umiem się przekonać do takiego deformowania sylwetki.

W jak "WOW"

I inne seriale dla dzieci. W latach 90 telewizja miała chyba spore fundusze na programy dla młodych widzów, bo sporo tego było. Ja najbardziej wciągnęłam się w "Tajemnicę Sagali" i w koprodukcję polsko-międzynarodową pt. "Tajna misja", o grupie dzieciaków z różnych krajów, które ulepszały świat walcząc z jakimiś spiskowcami. W latach 90 oglądało się też oczywiście "Przyjaciół" (którzy mnie nudzili), "Pełną Chatę" (wtedy bliźniaczki Olsen wyglądały jeszcze słodko) i "Z archiwum X" (po 21 w tygodniu, więc rodzice mi zabraniali).


Z jak ZEGAREK

Oczywiście elektroniczny, wodoodporny, z milionem funkcji, które obecnie obsługują nam komórki - albo skromny, designerski i potwornie drogi jak na sprzęt dla dziecka. Kultowe były wielkie zegarki Baby-G i cieniutkie Swatche z serii Skin. Plastik co prawda szybko się utleniał, a zegarek wyglądał jakby spędził parę lat w solarium. Ale jedno się nie zmieniło od lat 90: dla niektórych logo wciąż jest ważniejsze od reszty...

PS. Dzieciństwo wspominałam też tutaj.