7 czerwca 2013

Narzekać nie warto


Grumpy girl ;)Miałam 9 lat. Na przerwie rozmawiałyśmy o swoim młodszym rodzeństwie. Jedna opowiadała o braciszku, który ciągnie ją za włosy, inna o siostrach bliźniaczkach demolujących wspólny pokój. Kiedy przyszła moja kolej, zmyśliłam coś o mojej dwuletniej wówczas Siostrze, wspomagając się przeczytaną niedawno książką "Oto jest Kasia". Wszystkie trzy westchnęłyśmy męczeńsko, w poczuciu wspólnej niedoli.

Miałam 14 lat, był Sylwester. Wędrowałam przez zaśnieżone miasto w towarzystwie trzech koleżanek. Wieczorem wybierałyśmy się na imprezę do kolegi z równoległej klasy. Dla mnie to był punkt przełomowy, pierwsze w życiu witanie Nowego Roku bez rodziców. One oprócz chrupek i paluszków kupiły jeszcze wiśniówkę. Długo dyskutowały, jak ukryć fakt jej istnienia przed "starymi". Dyskusja szybko przerodziła się w licytację, kto ma gorszych. Nie miałam nic do powiedzenia, poczułam się głupio, jak jakieś dziwadło. Nie zaproponowałam, że wezmę butelkę ze sobą, choć w moim plecaku byłaby bezpieczna - wiedziałam, że bez mojej zgody nikt do niego nie zajrzy. Wróciłam do domu, oświadczywszy, że starzy mnie zabiją, jeśli spóźnię się na obiad. Odprowadzały mnie spojrzenia nagle pełne respektu.
 
Miałam 16 lat. Przebierałyśmy się w szatni przed WF. Kątem oka widziałam szczupłe, opalone nogi jednej z koleżanek. Wzdychała, że poprzedniego dnia zjadła pizzę i że od razu to widać. Reszta przytakiwała. Brałyśmy w dwa palce tłuszczyk na udach i robiłyśmy miny pełne obrzydzenia. Ja milczałam. Wieczorem starannie podzieliłam kolację na dwie porcje, nie posłodziłam herbaty i przez 5 minut machałam nogami, robiąc "nożyce". Zasypiałam z miłą świadomością zwycięstwa nad materią.

Miałam 18 lat. Czekałam na moją kolej na egzaminie z angielskiego. Obok rozmawiały trzy młode kobiety. Docierały do mnie pojedyncze słowa czy wyrażenia. Stupid government, wish I were thinner, horrible country, hate my nose, she's a nightmare. Wreszcie westchnęły męczeńsko w poczuciu wspólnej niedoli. 
 
* * *
 
Czasem też mam ochotę przyłączyć się do narzekania. Bo rząd nie taki, panie, bezrobocie rośnie, pani kochana, PKB spada, a że deszcz leje, to wina Tuska. Narzekanie pozwala budować wspólnotę poglądów. Wszyscy doświadczamy dyskomfortu, na który nic nie możemy poradzić, więc narzekamy. Chociaż tyle możemy zrobić. Ale ja nie zgadzam się na taki świat. Nie zgadzam się na tę durną taktykę brodzenia w błocie i beznadziei.
 
Mieszkam w mieście, które wybrałam, bo je kocham. Lubię swój nos, biust i zgryz. Dwa lata temu zmieniłam pracę na lepszą. Chcę przemalować łazienkę, bo obecna mnie wkurza. Ułożyłam sobie relacje z Siostrą tak, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Zmieniłam dietę, żeby nie mówić wish I were thinner. Moi rodzice zrobili kawał dobrej roboty, tworząc trzy życiowe dzieła. Nie zamierzam temu zaprzeczać. Ba, zamierzam się tym chwalić!

Narzekać nie warto. Lepiej działać! Albo zmienić temat na milszy.