29 lipca 2013

Kaboom, czyli krakowska gra miejska


Styledigger.com
Przez niemal trzy godziny drużyna nr 4 złożona z 5 osób błąkała się po krakowskim Starym Mieście, szukając odpowiedzi na 9 zagadek z listy. Opisuję wszystko tutaj, bo na pewno jeszcze kilka osób zada mi to sakramentalne pytanie "i jak było? co robiliście?" - a przecież po to powstał ten blog, żeby nie opowiadać wszystkiego po pięć razy...
Do biegu, gotowi... start!

Każda grupa dostała taką samą listę zadań do wykonania, ale każdy zaczyna od innego punktu. My na początek musimy znaleźć miejsce poświęcone profesorom UJ i kreatywnie sfotografować to, czego już w nim nie ma. Pędzimy na Jagiellońską - Ogród Profesorski pod numerem 17 to z pewnością nasz cel. Ale czego tam już nie ma? Przy wejściu czytamy, że kiedyś był tu ogród warzywny i sad, a nawet zagroda dla drobiu. Znajdujemy tabliczkę upamiętniającą pompę. Cykamy zdjęcie, na którym Ryfka trzyma butelkę z wodą i udaje pompę, a ja trzymam ją za rękę, jakbym rzeczywiście pompowała.
Kolejny przystanek: musimy znaleźć Szajbusa. Widzieliście kiedyś "Anioła w Krakowie"? Tam gra go Jerzy Trela. Prawdziwy Szajbus, czyli Zbigniew Fijałkowski, nie żyje od kilku lat. My jednak powinniśmy znaleźć jego sobowtóra w ulubionym barze Vis-a-Vis (to ten bar przy Rynku, przy którym jest rzeźba Piotra Skrzyneckiego). Poznamy go po tym, że pije wiśniówkę.


Lokalizujemy faceta z wiśniówką przy jednym ze stolików. Krótka piłka: wolno nam zadać mu tylko jedno pytanie, które brzmi "jak daleko od szosy spadają kasztany?". Podchodzę i mówię co trzeba, facet patrzy na mnie jak na wariatkę. Chwila niepewności... Na szczęście trafiliśmy. "Szajbus" zapisuje nam odpowiedź na arkuszu zadań, a my biegniemy do postoju dorożek, żeby zrobić fotografię obejmującą rower, konia i coś wakacyjnego. (Później okazało się, że jedna z drużyn zadała swoje pytanie - "gdzie są klucze od czołgu?" - niezwiązanym z grą staruszkom... którzy ze stoickim spokojem udzielili odpowiedzi!)

Jak na zamówienie w kadrze znajduje się turysta, który zażywa kąpieli słonecznej na jednej z ławek. Pstrykamy fotkę, po czym zaczynamy głowić się nad tym, z okna której kamienicy przy Rynku obserwuje nas legendarny sprzedawca skarpetek. Powinniśmy go sfotografować nie dając zrobić się na szaro... No tak, oczywiście - kamienica Szara i jej słynne okna namalowane na fasadzie od strony Siennej.

Następne zadanie prowadzi nas na Plac Mariacki. Mamy do dyspozycji ośmiokąt z alfabetem i jakieś dziwne znaczki, które mają nam pomóc rozszyfrować hasło. Na szczęście szybko dostrzegamy ośmiokątną podstawę Fontanny z Żakiem. Biegamy dookoła wodotrysku w poszukiwaniu odpowiednich symboli. Ludzie dziwnie patrzą, sami zaczynają się rozglądać. Szybko odgadujemy zaszyfrowaną wiadomość - chodzi o nietypowy dodatek do obwarzanków, za który można było dostać po głowie od jednej ze sprzedawczyń z długoletnim stażem.

Odhaczamy zaliczone zadania - zostało już tylko 5! Spacerkiem udajemy się na Św. Krzyża, gdzie mamy poszukać renny (to nie błąd) i wskazówki na niej. Gorączkowo googlamy: co to w ogóle jest ta renna? Okazuje się, że to samica renifera... Nadal nic nie wiemy. A to zadanie ma nas wprowadzić w mroczną tajemnicę serii wydarzeń, która parę lat temu wstrząsnęła Krakowem. Raczej nie chodzi o renifery.

Na św. Krzyża widzimy wielką kartkę na rynnie tuż przy klubie RE. Wszystko nagle staje się proste, dopóki nie widzimy, że na kartce znajduje się liczba... w systemie binarnym. Na szczęście w drużynie mamy ludzi, którzy umieją policzyć takie rzeczy. Raz-dwa rozszyfrowujemy wiadomość - chodzi o wydarzenia sprzed kilku lat, kiedy w krótkim czasie z Wisły wyłowiono trzy ciała. Ofiary miały ze sobą zaskakująco wiele wspólnego. Brrr.

Po zapisaniu na kartce odpowiedzi ruszamy przez Planty nad Wisłę. Mamy sfotografować pomnik niezwykłej przyjaźni - w podpowiedziach mamy "1410", kartę-jokera i "ostatnie słowo z hymnu Cracovii w mianowniku l.poj.". Szybki telefon do przyjaciela, fana Cracovii - i wiemy już, że trzecią podpowiedzią jest pies. Chwilę nam zajęło, żeby połączyć jedno z drugim i zrozumieć, że chodzi o pomnik psa Dżoka przy Moście Grunwaldzkim. Ale dobiegliśmy i zrobiliśmy zdjęcie, przy okazji zgarniając od przemiłego księdza naklejki zachęcające do wyjazdu na misje franciszkańskie.

Teraz idziemy Grodzką w stronę Rynku, żeby znaleźć na kamienicach dwa słonie, nosorożca i małpę. Ta ostatnia sprawia nam nieco trudności, ale nie poddajemy się. Fotografujemy książkę o małpach na wystawie księgarni, lemura na stoisku z zabawkami i lwa na jednej z kamienic, na wszelki wypadek. Po drodze udzielamy szybkiego wywiadu dla radia Elo RMF, po czym wpadamy do Sukiennic. Robimy zdjęcie, które ma ilustrować Janosika - tradycję z miasteczka studenckiego AGH (obecnie już UGH), która polega na waleniu w parapety łyżkami, garnkami i innymi metalowymi przedmiotami... codziennie o północy.


 
Pstrykamy fotkę M. z wielką ciupagą i wskakujemy na rowery, żeby podjechać na Piłsudskiego i sfotografować dziwną rzeźbę przed Pałacem Czapskich. Historia, która nas tu przywiodła, też jest dziwna - chodzi o ekshumację zwłok Władysława Sikorskiego, którego podobno pomylono z Józefem Piłsudskim... Właściwie jaka różnica, obaj mieli wąsy... Opowieść jest dziwna i niepokojąca, tak samo jak maszkaron, któremu mamy zrobić zdjęcie.

 
Zostało nam ostatnie zadanie: kreatywnie pokazać na fotografii pojęcie "trupi miodek" - to nazwa słodyczy, które sprzedaje się przy cmentarzach w czasie Wszystkich Świętych. Jedziemy na Grodzką (małpa cały czas nie daje nam spokoju), kupujemy miód i wpadamy z nim do Taniej Książki. Sprzedawcy są przemili i pomagają nam nie tylko znaleźć tytuł z trupem, ale i odszukać odpowiednią okładkę. Jedna z książek doskonale nadaje się do naszego celu (uznaliśmy, że książki Miodka to zbyt oczywiste nawiązanie), więc szybko robimy zdjęcie i kierujemy się na miejsce zbiórki. Jeszcze tylko nasze własne legendy - nie przypomina nam się nic specjalnie ciekawego - i... uff, jesteśmy drudzy na mecie.

Oddajemy aparat i idziemy na lody. Na wyniki musimy poczekać do wieczora, ale kto by się tym przejmował, skoro tak dobrze się bawiliśmy? Ostatecznie nasza drużyna zdobyła drugie miejsce, o włos wyprzedzona przez autorów legendy miejskiej zamknięciu o hotelu Forum.

Specjalne podziękowania dla organizatorów organizatorów za parę godzin świetnej zabawy i poznawania zakamarków Krakowa - mam nadzieję, że impreza stanie się cykliczną! Dziękuję Aleksandrze z bloga Duże Podróże za wszystkie zdjęcia (z wyjątkiem Jerzego Treli) oraz pozostałym uczestnikom, czyli Ryfce, Kasi i Mirkowi za stworzenie zgranej drużyny i przemiłą sobotę.
A może ten post zainspiruje kogoś do organizacji gry miejskiej u siebie?

Relacja u Styledigger - tutaj.