Styledigger.com |
Każda grupa dostała taką samą listę zadań do wykonania, ale każdy zaczyna od innego punktu. My na początek musimy znaleźć miejsce poświęcone profesorom UJ i kreatywnie sfotografować to, czego już w nim nie ma. Pędzimy na Jagiellońską - Ogród Profesorski pod numerem 17 to z pewnością nasz cel. Ale czego tam już nie ma? Przy wejściu czytamy, że kiedyś był tu ogród warzywny i sad, a nawet zagroda dla drobiu. Znajdujemy tabliczkę upamiętniającą pompę. Cykamy zdjęcie, na którym Ryfka trzyma butelkę z wodą i udaje pompę, a ja trzymam ją za rękę, jakbym rzeczywiście pompowała.
Kolejny przystanek: musimy znaleźć Szajbusa. Widzieliście kiedyś "Anioła w Krakowie"? Tam gra go Jerzy Trela. Prawdziwy Szajbus, czyli Zbigniew Fijałkowski, nie żyje od kilku lat. My jednak powinniśmy znaleźć jego sobowtóra w ulubionym barze Vis-a-Vis (to ten bar przy Rynku, przy którym jest rzeźba Piotra Skrzyneckiego). Poznamy go po tym, że pije wiśniówkę.
Lokalizujemy faceta z wiśniówką przy jednym ze stolików. Krótka piłka: wolno nam zadać mu tylko jedno pytanie, które brzmi "jak daleko od szosy spadają kasztany?". Podchodzę i mówię co trzeba, facet patrzy na mnie jak na wariatkę. Chwila niepewności... Na szczęście trafiliśmy. "Szajbus" zapisuje nam odpowiedź na arkuszu zadań, a my biegniemy do postoju dorożek, żeby zrobić fotografię obejmującą rower, konia i coś wakacyjnego. (Później okazało się, że jedna z drużyn zadała swoje pytanie - "gdzie są klucze od czołgu?" - niezwiązanym z grą staruszkom... którzy ze stoickim spokojem udzielili odpowiedzi!)
Jak na zamówienie w kadrze znajduje się turysta, który zażywa kąpieli słonecznej na jednej z ławek. Pstrykamy fotkę, po czym zaczynamy głowić się nad tym, z okna której kamienicy przy Rynku obserwuje nas legendarny sprzedawca skarpetek. Powinniśmy go sfotografować nie dając zrobić się na szaro... No tak, oczywiście - kamienica Szara i jej słynne okna namalowane na fasadzie od strony Siennej.
Następne zadanie prowadzi nas na Plac Mariacki. Mamy do dyspozycji ośmiokąt z alfabetem i jakieś dziwne znaczki, które mają nam pomóc rozszyfrować hasło. Na szczęście szybko dostrzegamy ośmiokątną podstawę Fontanny z Żakiem. Biegamy dookoła wodotrysku w poszukiwaniu odpowiednich symboli. Ludzie dziwnie patrzą, sami zaczynają się rozglądać. Szybko odgadujemy zaszyfrowaną wiadomość - chodzi o nietypowy dodatek do obwarzanków, za który można było dostać po głowie od jednej ze sprzedawczyń z długoletnim stażem.
Odhaczamy zaliczone zadania - zostało już tylko 5! Spacerkiem udajemy się na Św. Krzyża, gdzie mamy poszukać renny (to nie błąd) i wskazówki na niej. Gorączkowo googlamy: co to w ogóle jest ta renna? Okazuje się, że to samica renifera... Nadal nic nie wiemy. A to zadanie ma nas wprowadzić w mroczną tajemnicę serii wydarzeń, która parę lat temu wstrząsnęła Krakowem. Raczej nie chodzi o renifery.
Na św. Krzyża widzimy wielką kartkę na rynnie tuż przy klubie RE. Wszystko nagle staje się proste, dopóki nie widzimy, że na kartce znajduje się liczba... w systemie binarnym. Na szczęście w drużynie mamy ludzi, którzy umieją policzyć takie rzeczy. Raz-dwa rozszyfrowujemy wiadomość - chodzi o wydarzenia sprzed kilku lat, kiedy w krótkim czasie z Wisły wyłowiono trzy ciała. Ofiary miały ze sobą zaskakująco wiele wspólnego. Brrr.
Po zapisaniu na kartce odpowiedzi ruszamy przez Planty nad Wisłę. Mamy sfotografować pomnik niezwykłej przyjaźni - w podpowiedziach mamy "1410", kartę-jokera i "ostatnie słowo z hymnu Cracovii w mianowniku l.poj.". Szybki telefon do przyjaciela, fana Cracovii - i wiemy już, że trzecią podpowiedzią jest pies. Chwilę nam zajęło, żeby połączyć jedno z drugim i zrozumieć, że chodzi o pomnik psa Dżoka przy Moście Grunwaldzkim. Ale dobiegliśmy i zrobiliśmy zdjęcie, przy okazji zgarniając od przemiłego księdza naklejki zachęcające do wyjazdu na misje franciszkańskie.
Teraz idziemy Grodzką w stronę Rynku, żeby znaleźć na kamienicach dwa słonie, nosorożca i małpę. Ta ostatnia sprawia nam nieco trudności, ale nie poddajemy się. Fotografujemy książkę o małpach na wystawie księgarni, lemura na stoisku z zabawkami i lwa na jednej z kamienic, na wszelki wypadek. Po drodze udzielamy szybkiego wywiadu dla radia Elo RMF, po czym wpadamy do Sukiennic. Robimy zdjęcie, które ma ilustrować Janosika - tradycję z miasteczka studenckiego AGH (obecnie już UGH), która polega na waleniu w parapety łyżkami, garnkami i innymi metalowymi przedmiotami... codziennie o północy.
Pstrykamy fotkę M. z wielką ciupagą i wskakujemy na rowery, żeby podjechać na Piłsudskiego i sfotografować dziwną rzeźbę przed Pałacem Czapskich. Historia, która nas tu przywiodła, też jest dziwna - chodzi o ekshumację zwłok Władysława Sikorskiego, którego podobno pomylono z Józefem Piłsudskim... Właściwie jaka różnica, obaj mieli wąsy... Opowieść jest dziwna i niepokojąca, tak samo jak maszkaron, któremu mamy zrobić zdjęcie.
Zostało nam ostatnie zadanie: kreatywnie pokazać na fotografii pojęcie "trupi miodek" - to nazwa słodyczy, które sprzedaje się przy cmentarzach w czasie Wszystkich Świętych. Jedziemy na Grodzką (małpa cały czas nie daje nam spokoju), kupujemy miód i wpadamy z nim do Taniej Książki. Sprzedawcy są przemili i pomagają nam nie tylko znaleźć tytuł z trupem, ale i odszukać odpowiednią okładkę. Jedna z książek doskonale nadaje się do naszego celu (uznaliśmy, że książki Miodka to zbyt oczywiste nawiązanie), więc szybko robimy zdjęcie i kierujemy się na miejsce zbiórki. Jeszcze tylko nasze własne legendy - nie przypomina nam się nic specjalnie ciekawego - i... uff, jesteśmy drudzy na mecie.
Oddajemy aparat i idziemy na lody. Na wyniki musimy poczekać do wieczora, ale kto by się tym przejmował, skoro tak dobrze się bawiliśmy? Ostatecznie nasza drużyna zdobyła drugie miejsce, o włos wyprzedzona przez autorów legendy miejskiej zamknięciu o hotelu Forum.
Specjalne podziękowania dla organizatorów organizatorów za parę godzin świetnej zabawy i poznawania zakamarków Krakowa - mam nadzieję, że impreza stanie się cykliczną! Dziękuję Aleksandrze z bloga Duże Podróże za wszystkie zdjęcia (z wyjątkiem Jerzego Treli) oraz pozostałym uczestnikom, czyli Ryfce, Kasi i Mirkowi za stworzenie zgranej drużyny i przemiłą sobotę.
Specjalne podziękowania dla organizatorów organizatorów za parę godzin świetnej zabawy i poznawania zakamarków Krakowa - mam nadzieję, że impreza stanie się cykliczną! Dziękuję Aleksandrze z bloga Duże Podróże za wszystkie zdjęcia (z wyjątkiem Jerzego Treli) oraz pozostałym uczestnikom, czyli Ryfce, Kasi i Mirkowi za stworzenie zgranej drużyny i przemiłą sobotę.
A może ten post zainspiruje kogoś do organizacji gry miejskiej u siebie?
Relacja u Styledigger - tutaj.
Relacja u Styledigger - tutaj.