27 października 2013

Wstyd jeść


Kiedyś czytałam wywiad z jakąś blogerką kulinarną, która stwierdziła, że nie wyobraża sobie jeść niczego na ulicy - czułaby się wtedy jak małpa w cyrku. Pomyślałam sobie wtedy o bułce przez bibułkę. Ale parę dni temu usłyszałam, jak jakaś starsza pani zwróciła młodej dziewczynie uwagę w tramwaju: "dziecko, czy ci nie wstyd tak jeść przy ludziach?". Wtedy... klik! Coś zaskoczyło, posypały się myśli.

TY NIEJADKU

W dzieciństwie jadłam mało. Jak większość dzieci, miewałam niezrozumiałe dla dorosłych awersje jedzeniowe albo "fazy", podczas których przez parę tygodni żywiłam się wyłącznie jednym produktem. Rodzina załamywała ręce. "Ona nic nie je!" - jęczała ciotka. "Pająk ją wciągnie za obraz!" - prorokował ponuro dziadek. "Ja bym ją odkarmiła!" - przymilała się jedna babcia. "Dostaniesz anemii i wylądujesz w szpitalu!" - straszyła druga. Na szczęście Mama, sama karmiona podstępem czy na siłę, wychodziła z założenia, że skoro rosnę i nie choruję, to wolno mi przez miesiąc jeść tylko twarożek z cynamonem.

A DZIECI Z SOMALII...

Argument o dzieciach z Somalii, które byłyby przeszczęśliwe mogąc zjeść niedokończony przez nas obiad, słyszał chyba każdy. Nie rozumiałam tego i nie zrozumiem, ale na zawsze wryło mi się w pamięć, że jedzenie należy szanować. W związku z tym, że byłam niejadkiem, nie obłożono mnie żadnym jedzeniowym tabu - większość dorosłych czuła wielką dumę, kiedy udawało im się jakoś skłonić mnie do zjedzenia czegoś, publicznie czy nie.

BRAK SZACUNKU

Będąc uczennicą podstawówki, wielokrotnie słyszałam napomnienia, żeby nie jeść na lekcji. Pić też nie było wolno. Przez osiem lat wpajano nam, że ruszanie szczęką oznacza brak szacunku dla prowadzącego lekcję nauczyciela. Zabronione było zatem także żucie gumy. Oczywiście zasada dotyczyła tylko uczniów - na katedrze zawsze stała kawa, herbata czy woda. Nie zapomnę mojego szoku, kiedy dowiedziałam się, że to głupie prawo nie obowiązuje w szkole mojej mamy. Tam, żeby nie piętnować uczniów chorych (np. na cukrzycę), zezwolono wszystkim na spożywanie posiłków podczas lekcji, przy okazji wdrażając młodzież do kulturalnego zachowania się przy jedzeniu. 

TY TŁUŚCIOCHU

W wieku nastoletnim wielu z nas ma syndrom pępka świata, co przejawia się na najróżniejsze sposoby - często tak, że wydaje nam się, że wszyscy patrzą na nas, analizują nasze zachowania i wyciągają z nich krytyczne wobec nas wnioski. Ja też to miałam. I moi znajomi. Dlatego w liceum wybieranie drugiego śniadania zajmowało mnóstwo czasu. Osoby, które miały problemy z wagą, nawet nie marzyły o pączku czy chipsach, a colę piły tylko light. Niekiedy nawet figura w normie nie chroniła przed wykładami dietetycznych neofitów na temat szkodliwości białej mąki. Po nich bułeczka przyniesiona z domu albo ze szkolnego sklepiku nagle przestawała smakować tak dobrze. 

STREET FOOD

Uliczne jedzenie wzięło swój początek ze starożytności.
Potrawy sprzedawane z okienek i budek kupimy chyba już wszędzie. Hot-dogi, kolby kukurydzy, burgery, naleśniki, frytki, kanapki, kebaby, paszteciki Gardło-Sobie-Podrzynam Dibblera... Można zjeść je na stojąco albo w biegu, zawsze bez użycia sztućców. Trudno to nazwać eleganckim posiłkiem (zawsze bawi mnie widok stad panów w garniturach, gimnastykujących się nad burgerem - np. w londyńskim City czy choćby w centrum Warszawy), ale równie trudno całkowicie się od tego odciąć. Nie oddałabym żadnego z nocnych wypadów na kebab czy frytki za wszystkie fois gras tego świata!

NIE WSTYD MI

Ostatnio Małgorzata Rozenek ("Perfekcyjna Pani Domu") powiedziała w swoim programie, że w większości polskich domów nie uświadczy się stołu jadalnego. Mówiła to tonem pełnym żalu, a ja doskonale ją rozumiem. Jedzenie jest przecież czynnością społeczną. Smakuje lepiej, kiedy jesteśmy w towarzystwie. Nawet jeśli temperamentem przy stole bliżej nam do Anglików, to na pewno czasem wychodzimy z kimś "na kolację" albo "na lunch", spotykamy się ze znajomymi "na piwo" czy umawiamy "na kawę" albo zabieramy małoletnich "na lody". To bardzo ważne, żeby jeść z innymi, bo nie tylko zaspokajamy wtedy głód, ale również zacieśniamy więzi.

Dlatego nie wstyd mi jeść publicznie. Pod warunkiem, że mam dobre towarzystwo.