11 lipca 2014

Dlaczego lubię Londyn?


7 powodów, dla których ZNOWU pojechaliśmy do Londynu
(poza panami z Monty Pythona, którzy sami stanowią 5 powodów).

#1 POWROTY
Lubię wracać do miejsc, co do których czułam wcześniej niedosyt. Poprzednim razem zwiedziliśmy "punkty obowiązkowe", bez których nie sposób wyobrazić sobie wycieczki do stolicy Anglii - czyli Big Bena, Buckingham Palace, katedrę św. Pawła, najważniejsze galerie i muzea. Teraz pozostało nam odkrywanie nieoczywistego, co jest dużo bardziej fascynujące. Chodziliśmy po małych lokalnych pubach, zwiedzaliśmy dzielnice, w których próżno szukać turystów, odkrywając na przykład urocze zakamarki Islington z Riennaherą, odwiedziliśmy też ogrody Kew, na które poprzednio nie wystarczyło nam czasu i sił. A najlepsze, że jeszcze nam mało!

#2 JĘZYK
Powiem wprost: źle się czuję, kiedy niczego wokół nie rozumiem. To mnie frustruje. Na Ukrainie niemożność przeczytania nawet zwykłej nazwy ulicy czy szyldu na ulicznym straganie (a to istotne, czy sprzedają jedzenie, czy może sznurówki) zmusiła mnie do przyspieszonego kursu języka - w jedną noc opanowałam jako-tako ich alfabet. We Francji musiałam - i chciałam - mówić po francusku, ale wciąż jestem w tym względzie raczej początkująca i nigdy nie miałam pewności, czy w odpowiedzi na moje "la baguette, sil-vous-plait" nie usłyszę potoku niezrozumiałych słów. Albo liczebników. Angielski wciąż pozostaje językiem, który po polskim znam najlepiej, więc póki nie nauczę się lepiej parlewu, to tylko tu będę się czuła komfortowo.

#3 ZIELEŃ
Zawsze mówię, że jesteśmy z Nim miejskimi bestiami, bo nigdy nie ciągnęło nas w górskie ostępy, leśne głusze czy inne zapomniane przez Boga i ludzi pustkowia. Cenimy sobie zdobycze cywilizacji: bieżącą ciepłą wodę, wygodne łóżko, prąd w gniazdkach. Ale oboje lubimy też zieleń, zwłaszcza tę miejską, nieco oswojoną, choć wciąż naturalnie nieuczesaną. Mnie dodatkowo trochę zaraziła ogrodniczą pasją moja Mama, więc po prostu muszę oglądać i podziwiać sztukę ogrodniczą, w której Brytyjczycy osiągnęli prawdziwe mistrzostwo. (Japończycy też, ale tam mnie jeszcze nie było.)

Już poprzednim razem z zachwytem odkryliśmy, że co krok, nawet w ścisłym centrum, można tu znaleźć skwerek czy ogródek, albo wręcz duży teren zielony, na którym łatwo zapomnieć, że jest się w centrum największego miasta Europy. Spędziliśmy cudowny, dla mnie wręcz magiczny dzień, odkrywając zakamarki Kew Gardens. I prawie codziennie jedliśmy lunch w jakimś uroczym zielonym zakamarku.

#4 JEDZENIE
A propos lunchu - wiem, że kuchnia brytyjska ma fatalną opinię (o tym też wkrótce napiszę), ale sery i piwo to oni umieją robić! A od tego już tylko krok do małego pikniku w przerwie w zwiedzaniu. Tak jak w Paryżu, i tu na każdym prawie rogu znajdziemy lokal gastronomiczny. I na tym podobieństwa się kończą, bo trudno znaleźć dwa bardziej różne od siebie miejsca niż francuska brasseria i angielski pub. Ale On jako birofil był w siódmym niebie - przed wyjazdem zaznaczył na mapie 61 najlepiej ocenianych i najładniejszych multitapów (pubów z wieloma lanymi piwami). Odwiedziliśmy niemal połowę z nich, a zdjęciami i wrażeniami niedługo się z Wami podzielę.

#5 RÓŻNORODNOŚĆ
Jeśli ktoś nie ma ochoty smakować wyspiarskich specjałów, może skusić się na kuchnię każdego chyba kontynentu. W Londynie biali Brytyjczycy stanowią zaledwie 60% mieszkańców. Dużą przyjemność daje mi obserwowanie tego kulturowego tygla. Szczęśliwie jestem wolna od rasowo-narodowościowych stereotypów, więc mogę w spokoju chłonąć atmosferę China Town, pożerać wzrokiem różnobarwne salwary Indusek i imponujące turbany sikhów, zachwycać się egzotyczną urodą Murzynek, a jeśli tylko zechcę, wybrać się na kolację dookoła świata.

#6 TRANSPORT
Podobno transport to prawdziwa pięta achillesowa Londynu. Widocznie są miejsca, gdzie jest lepiej, ale ja tam jeszcze nie dotarłam. Porównując do Polski czy innych dużych miast europejskich, trudno mi się nie zachwycić wielością możliwości i sprawnością, z jaką to wszystko funkcjonuje. Bardzo chciałam tym razem spróbować roweru, ale pogoda nie pozwoliła nam o tym nawet pomyśleć. Jedyne, co może być problemem, to ruch lewostronny. Choć w moich żyłach najwyraźniej płynie Earl Grey, to czuję się trochę jak Alicja po drugiej stronie lustra.

#7 KULTURA
To miasto Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota, Piotrusia Pana i Harry'ego Pottera, Mary Poppins, Charlesa Dickensa, Zadie Smith, Neila Gaimana, Oscara Wilde'a, Dra Who, Jamesa Bonda i Bridget Jones... I można by tak jeszcze długo.

Byliście w Londynie? Za co go lubicie? A może dopiero planujecie tu przyjechać?