1 stycznia 2015

Hefalump #5


Podsumowanie 12. miesiąca w 12 zdjęciach.
#NewIn
Na pewno wiecie, że od kilku lat staram się przedkładać polskie produkty nad zagraniczne. Jeśli mogę, kupuję "made in Poland". Nie inaczej jest w przypadku ubrań. Ta "indiańska" tunika z Bialconu to prezent od teściowej.

Przedświąteczna wyprzedaż w Znaku pozwoliła mi kupić kilka fajnych książek po niezwykle atrakcyjnych cenach. "Gastrofaza" to popularnonaukowa pozycja, traktująca o tym, co dzieje się z jedzeniem, kiedy już je przełkniemy, o preferencjach smakowych i o innych arcyciekawych rzeczach. (Oprócz tego kupiłam jeszcze "Pana od seksu", biografię Zbigniewa Lwa-Starowicza.)

Bez kalendarza niechybnie pogubiłabym się w minionym roku. Pamięta za mnie o wizytach u lekarza, spotkaniach towarzyskich i biznesowych (tak, mam też takie!), urlopach, urodzinach współpracowników... i blogowym rozkładzie jazdy. Tegoroczny Pan Kalendarz ma za sobą kilka ulepszeń: dostał gumkę, wzmocnienie na grzbiecie i grubszą tekturkę na okładkę. To też produkt z kategorii "dobre, po polskie". 


#Food

Pierwszy raz w życiu byłam na Wigilii gospodynią, a nie domownikiem. Czułam lekką tremę! Na szczęście eksperymenty kulinarne (jak tarta z kiszoną kapustą) wszystkim zasmakowały.

Ta pomarańczowa zupa to krem z batatów z mlekiem kokosowym i chili. Pyszna, zdrowa i banalna do przyrządzenia - pod warunkiem, że dokonacie najtrudniejszego i upolujecie bataty.

Ciasteczka anyżki przypominają konsystencją francuskie makaroniki. Nie widuję ich w krakowskich cukierniach, za to bez problemu można je dostać w moim rodzinnym mieście. Może to produkt regionalny?


#FromWhereIStand

Dzięki inicjatywie koleżanki wróciłam do pływania i mam nadzieję regularnie chodzić na basen. Ten kostium do pływania pamięta jeszcze czasy mojej podstawówki i wciąż wiernie mi służy, mimo wielu kąpieli w słonej wodzie Bałtyku i regularnego moczenia w basenowych chlorach i ozonach. 

Pierwszego dnia świąt znaleźliśmy się na krakowskim dworcu i przywitał nas właśnie taki widok: puściuteńki tunel. Mimo to pociąg był pełny - nie tylko ludzi, ale ich ciast w foremkach i kijów do mopa. 

Cudzy kot już tradycyjnie pojawia się w tym cyklu - tym razem to joginka Bronka


#Christmas

Nie miałam w tym miesiącu czasu, żeby fotografować siebie, dlatego zamiast #me będą tu zdjęcia naszych świąt. 

Starałam się wykorzystać jak najwięcej ozdób i elementów, które już mieliśmy w domu. Nakrycia skompletowałam z różnych talerzy i miseczek, które nałogowo kupuję przy byle okazji. Nie cierpię serwisów! Wspólnym mianownikiem były czerwone serwetki, upolowane na jakiejś wyprzedaży. Wieniec kupiłam u kwiaciarek na Rynku i ozdobiłam siedmioletnimi bombeczkami. Na choince zawisły moje pierniki oraz bombki poprzednich lokatorów, które znaleźliśmy w piwnicy. Dzięki temu wchodzę w nowy rok z czystym sumieniem: bez debetu na koncie i konieczności upchnięcia gdzieś wielkiej sterty jednorazowych ozdób. 


Na Instagramie znajdziecie więcej kadrów z mojej codzienności.
Tradycyjnie zapraszam też na Facebooka, gdzie wczoraj miał premierę mój pierwszy rysunek!