Ciekawe jest to, że jeśli na blogu onetowskim (onetowym?) wyświetla się reklama np. szkoły językowej albo herbaty, albo testu ciążowego, to jest ok. Nikt nie wrzuca nad nią napisu "Płatne ogłoszenie firmy X".
Może dlatego, że i tak wszyscy wiedzą, że taka i taka firma musiała zapłacić portalowi onet.pl, żeby zamieścił ich reklamę.
W takim razie po co nad bannerem pana-który-ukradł-był-Księżyc widnieje informacja, która upewnia wszystkich co do tego, że jego Komitet Wyborczy zapłacił za to, że ten banner się tu pojawia?
Wiem, co powiecie.
Powiecie, że takie są przepisy. Że firmy nie mogą ujawniać swoich protegowanych (chociaż i tak "powszechnie wiadomo", że firma X jest lewicowa, a firma Y popiera kandydata Z).
Przepisy w takim razie pozwalają mieć oficjalnie ulubioną markę herbaty, prezerwatyw, syropu na kaszel, ciastek, bielizny itd.
A nie pozwalają mieć ulubionego człowieka wśród pewnej grupy.
Nienaturalne troszkę, nie?
17 września 2005