Wybrałam się do Pchły i jej Lubego autobusem. On dołączył później, przybywając na rowerze. Po kilku godzinach spędzonych na rozmowach i odganianiu Koty od miseczki z kremem do tortu postanowiliśmy wreszcie wrócić do siebie. Zasiadłam okrakiem na bagażniku, on wsiadł na swojego karego żelaznego rumaka - i ruszyliśmy.
Zygzakiem, szurając podwiniętą podeszwą, pardon, oponą - po asfalcie. Gdy minęliśmy mostek, skapitulowałam. Zapewne do teraz mam na pośladkach odciśnięty wzorek bagażnika.
Wniosek? "Następnym razem czeka cię kocyk." Tak właśnie powiedziałam do upiornie twardego bagażnika.
Zygzakiem, szurając podwiniętą podeszwą, pardon, oponą - po asfalcie. Gdy minęliśmy mostek, skapitulowałam. Zapewne do teraz mam na pośladkach odciśnięty wzorek bagażnika.
Wniosek? "Następnym razem czeka cię kocyk." Tak właśnie powiedziałam do upiornie twardego bagażnika.