Dziś w Krakowie -15, odczuwalna temperatura prawie -20. Amplituda temperatur między "polem" a mieszkaniem wynosi prawie 40 stopni, ale ja i tak poję się herbatą z rumem i drżę z zimna.
I przypomniał mi się taki piękny tekst z I roku studiów, kiedy to mieliśmy zajęcia w malutkich salkach dawnego kolegium jezuickiego, wyposażonych w równie malutkie grzejniczki. Temperatura była podobna do tej obecnie, ale mimo to na ćwiczeniach z etnologii religii okno było otwarte na oścież. Pan doktor prowadzący ćwiczenia zawsze pytał nas na początku zajęć tonem wyszukanie uprzejmym:
- Wolą państwo się udusić z braku tlenu czy zamarznąć?
- Udusić! - odpowiadaliśmy.
- Ja wolę zamarznąć, pozwolą więc państwo, że otworzę okno - uprzejmym tonem oznajmiał pan doktor.
A my siedzieliśmy w płaszczach.
6 stycznia 2009