Zapewne niektórzy zastanawiają się, skąd takie dziwne słowo w nagłówku. Ekskribicjonizm (lub ex-scribicjonizm albo escribitionism) to zjawisko związane nierozłącznie z blogosferą. Słowo powstało z połączenia klasycznego ekshibicjonizmu (od łac. exhibēre - pokazywać, prezentować) i czasownika scribere - pisać. Pierwszy raz użyła go szwedzka blogerka Erin Venema. Jak twierdzi Joanna Hendzel w tym artykule, jest to zjawisko podobne do średniowiecznej obsesji potretowania się - chęć zostawienia po sobie śladu, choćby wirtualnego, napędza wielu blogowiczów.
A co mnie napędza?
Blog stał się swego rodzaju kroniką naszego związku, dzięki której wszystko opowiadam raz, a nie każdemu z osobna.
Moją internetową książką kucharską, z której może skorzystają inni.
Częściowo zastąpił pamiętnik i przyjaciółkę, której można się zwierzyć ze swoich spostrzeżeń, przemyśleń i zadziwień.
Jest moim miejscem w sieci.
Bo słowo ma moc.
Słowo jest siłą, słowo pisane - ma siłę dwukrotnie większą, a słowo zapisane w sieci - jest jak kamień rzucony w wodę, powodujący powstanie nieskończenie wielu kręgów, drobnych i mocniejszych fal. Piszę i obserwuję to samo zjawisko, jakie towarzyszy puszczaniu kaczek. Widzę konsekwencje i echo moich słów, czasem pozytywne, a czasem wręcz przeciwnie. Wchodzę w nieskończone interakcje z innymi piszącymi i z czytającymi też.
Słowo jest siłą, słowo pisane - ma siłę dwukrotnie większą, a słowo zapisane w sieci - jest jak kamień rzucony w wodę, powodujący powstanie nieskończenie wielu kręgów, drobnych i mocniejszych fal. Piszę i obserwuję to samo zjawisko, jakie towarzyszy puszczaniu kaczek. Widzę konsekwencje i echo moich słów, czasem pozytywne, a czasem wręcz przeciwnie. Wchodzę w nieskończone interakcje z innymi piszącymi i z czytającymi też.