Od kilku dni męczy mnie paskudny katar, mimo to postanowiłam jednak poprasować.
- Skończyłam! - obwieszczam odkładając ostatnią sztukę odzieży: jedwabną spódnicę z koła na podszewce, w skrócie Wymysł Szatana.
- Gratuluję. Masz teraz spokój.
- Skąd. Muszę dzisiaj nastawić pranie. Albo i dwa. Prasowanie nigdy się nie kończy, trwa i trwa... Do końca życia... - wygłaszam natchnionym tonem.
- Prasowanie się nie kończy, ale życie się kończy - oznajmia z pewnym zadowoleniem On.
- Życie się kończy, ale prasowanie zostaje. Na zawsze - podsumowuję.
28 marca 2009