9 listopada 2009

Sprytne Tesco


Ostatnio przy okazji zakupów w Tesco załapaliśmy się na akcję promującą kartę ClubCard. Jest to karta pozwalająca zbierać punkty, które wymienia się później na bony wartościowe do wykorzystania w sklepach Tesco.

Trzeba przyznać, że wszystkie te programy do zbierania punktów dotąd przynosiły nam - pośrednio - same profity. Na przykład z punktów za benzynę mamy mini-piekarnik, żelazko i patelnię. Ale w przypadku Tesco sprawa ma się inaczej.

Większość programów lojalnościowych opiera się na nagrodach rzeczowych, dostępnych za punkty. Przy okazji zwykłych codziennych czy cotygodniowych zakupów "zarabiamy" na odkurzacz samochodowy, gofrownicę czy cyfrówkę. ClubCard jest inny - ClubCard jest lepszy - daje czysty zysk, konkretne pieniądze! To jakby mieć stały rabat w sklepie. Świetna rzecz, prawda?

Tyle że stały rabat wynosi... 0,5% wartości każdej transakcji, czyli żeby dostać bon na 5 zł, trzeba wydać 1000 zł. Przystąpienie do programu nic nie kosztuje, ale za te 0,5% Tesco dostaje od każdego uczestnika programu nie tylko obietnicę, że nadwyżkę spienięży on w ich sklepie, ale także szczegółową wiedzę na temat tego, co kupuje, kiedy kupuje, w jakiej ilości, jakie marki preferuje itd. Dokładne badania preferencyjne tysięcy Polaków - prawie za friko.

Oczywiście w regulaminie stoi czarno na białym, że organizator zastrzega sobie prawo do zmiany warunków promocji. To oznacza, że słynne bezterminowe punkty mogą za rok czy nawet za kilka miesięcy stać się całkiem bezwartościowe.