Wysyłając moje wypieszczone CV i starannie zredagowany "pod ogłoszenie" list motywacyjny nigdy nie liczę na odpowiedź. Jak świat światem, przyjęło się, że na listy elektroniczne odpowiadać nie trzeba - a szkoda, bo przecież zajmuje to dosłownie kilka sekund, a na dodatek za jednym razem można "obsłużyć" kilkadziesiąt adresów (opcja UDW, przez wielu zapomniana).
Ostatnio dostałam oburzonego maila, że oni (firma) nie mają czasu odpowiadać indywidualnie na wszystkie zapytania podczas procesu rekrutacji! Moje pytanie, na co zatem poświęcają swoje roboczogodziny, przeznaczone wszak na wykonywanie powierzonych zadań, do których z pewnością mozna zaliczyć proces rekrutacji, pozostało bez odpowiedzi. Firma niewielka, adres dla przysyłających aplikacje ten sam, co dla "zwykłych" klientów - czyzby zasypywano ich tysiącami maili dziennie? Kilkadziesiąt wiadomości przeczytałby sześciolatek, a przyuczyć do kliknięcia "odpowiedz" i wklejenia automatycznego tekstu typu "prosimy o zadawanie pytań wyłącznie przez telefon" mozna by nauczyć nawet małpę.
Ale firmy dzielą się na takie, które zatrudniają, i takie, które muszą, k..., kogoś zatrudnić.
W tych pierwszych potencjalny pracownik jest siłą napędową, a po zatrudnieniu nie tylko czerpie zyski, ale i je generuje. W tych drugich - złem koniecznym, podstępną hieną, która bezczelnie wymaga legalnego zatrudnienia i godziwej stawki, a na dodatek śmie wymagać odpowiedzi na pytania.
I po raz kolejny rozmiar nie ma znaczenia. Mała firma też może rekrutować mądrze i z szacunkiem. To kwestia podejścia.