Nie wiem, czym zajmowała się moja pra-prababcia. Czy po cichu wspierała sufrażystki, czy jej działania traktowała obojętnie. One walczyły o prawa wyborcze, a Polski wtedy nie było. Ale kiedy już powstała, w 1918, kobiety mogły iść do urn. Nie wiem, czy poszły. Ale walka była zażarta.
Pamiętam 89 rok jak przez mgłę. Nie wiedziałam, co wyniknie Okrągłego Stołu. Nie zdawałam sobie sprawy, że oto dokonuje się ogromna, przełomowa zmiana, której skutki będziemy odczuwać przez całe życie. Nie mogłam wtedy głosować, ale pamiętam, z jaką radością i ulgą na wybory szli moi rodzice. Czuli wtedy, że mają na coś wpływ, i ta myśl dodawała im skrzydeł.
Ja się już tak nie czułam, kiedy pierwszy raz głosowałam. Ale zrobiłam krzyżyk i wrzuciłam kartkę do szczelny w pudle zwanym dziwnie urną. Jeszcze nigdy mój kandydat nie przeszedł, zwykle wybieram "mniejsze zło", czyli tę opcję, z którą mi najmniej nie po drodze albo oddaję głos nieważny. Ale głosuję. Z szacunku dla pokolenia pra-prababki, z szacunku dla wszystkich, którzy walczyli przez lata o demokrację i prawo głosu.
Głosuję, bo mogę. Nie dam innym wybierać za mnie.
Źródło: http://maciek.chelmek.org/nie-rydzykuj-urna-twoja-mac/ |