9 stycznia 2012

"Nie umiem gotować."


Ciągle słyszę to "nie umiem" na zmianę z "że też ci się chce". Zatem, drodzy "nie umiem", wyjaśnię Wam, co robicie źle: mianowicie, przez własną nieuwagę przypalacie wodę na herbatę, psujecie zupkę chińską i wytwarzacie niejadalne dania.

Nie istnieją ludzie, którzy nie umieją gotować. 

Wyobraźcie sobie, że mielibyście się ubierać jednocześnie tocząc burzliwą dyskusję na tematy elementarne, albo myć zęby czytając porywającą książkę, albo odkurzać, żonglując surowymi jajkami, albo pisać pracę zaliczeniową, przeglądając komiksy z Garfieldem - albo robić cokolwiek, angażując się jednocześnie w coś zupełnie innego. Niewiele jest osób, które potrafią doskonale robić kilka rzeczy naraz (zwykle nazywamy je matkami...). 


Przykład 1, różowy: dokładne realizowanie kiepskiego przepisu.

Piekłam kiedyś ciasto, w którym była podejrzanie mała ilość mąki. Zrobiłam wszystko według przepisu, to nie było pierwsze ciasto w moim życiu - ale oczywiście wyszedł zakalec, bo jakżeby inaczej.
Rada: stosować wyłącznie przepisy sprawdzone - najlepsze są te przechodzące z pokolenia na pokolenie, z dobrych książek kucharskich albo z blogów, co do których wiemy, że autor rzeczywiście przygotowuje to, co opisuje, nie będąc przy tym profesjonalistą. 

Przykład 2, szary: niedokładne realizowanie dobrego przepisu.

Dobry przepis podstawowy jest jak dobra instrukcja: każdy element jest niezbędny. Pomijając którąś z opisanych czynności lub jeden z wymienionych składników, zwiększasz prawdopodobieństwo porażki. Mnie przez lata nie wychodziły bezy, bo próbowałam je robić "po swojemu" - przepisy kazały dodawać cukier do ubitej na sztywno piany i nadal ubijać, ja wsypywałam, mieszałam łyżką i dziwiłam się, czemu klapie i rozlewa się po blaszce.

Przykład 3, niebieski: rozproszona uwaga.

Swego czasu grałam w grę online, która pochłaniała mnie bez reszty. Pominę tutaj oczywiste korzyści z tego grania (wbrew pozorom, było ich kilka), napiszę tylko, że w kuchni w tym czasie odnosiłam prawie same porażki: przypalałam, przesuszałam, karmelizowałam i wygotowywałam wszystko co można. Dlaczego? Bo szłam do kuchni, nastawiałam wodę na ryż, po czym wracałam do komputera. Woda przypominała o sobie godzinę później, intensywnym swądem spalonego garnka. Nie zachęcam do stania nad wodą jak diabeł nad pokutującą duszą - ale w tym czasie można zająć się resztą obiadu albo nastawić minutnik, którego sygnał stanie się głosem niemej wody na ryż albo placków na patelni.

Przykład 4, błękitny: złośliwość rzeczy martwych.

Powiedzmy sobie szczerze: niezwykle rzadko wszystkie żywioły są przeciwko Wam, ziemia się trzęsie, pokrętło piekarnika psuje, gaz w kuchence bucha płomieniem aż pod sufit, a wodociągi mają akurat awarię i zabrakło wody. W takiej sytuacji najlepiej iść zjeść coś poza domem albo zamówić na telefon (w żadnym razie nie robić sobie kanapki, bo złośliwy nóż się ześlizgnie i zostaniecie bez palca).

"Nie mam talentu do gotowania"

Celowo nie wymieniam tutaj w przyczynach niepowodzeń w kuchni tzw. braku talentu, bo nie wierzę w takie cuda - czy komuś brakuje talentu do mycia zębów? Codzienne gotowanie jest umiejętnością, której nauczyć się można przy odrobinie dobrych chęci, mając dobre przepisy, stosując się do nich (póki nie nabierzemy wprawy takiej, żeby tworzyć własne, ale wtedy to już nie jest umiejętność, tylko sztuka) i uważnie podchodząc do samej czynności.

Pozdrawiam Michalinę i wszystkich, którzy nie zastanawiają się nad tym, czy umieją, tylko po prostu gotują, oraz wszystkich, którzy nie umieją i właśnie zrozumieli, dlaczego.