KIEDY COŚ OCZYWISTEGO OKAZUJE SIĘ BARDZO NIEOCZYWISTE.
"Jedyne, czego nam potrzeba, abyśmy stali się dobrymi filozofami, to zdolność do dziwienia się światem." /Jostein Gaarder/
No dobra, fajnie się dziwić i zastanawiać nad pewnymi rzeczami, ale chyba pan Gaarder nie jest zbyt lubianym człowiekiem. Bo mnie wielu nie lubi dlatego, że się dziwię, zaczęłam więc dziwić się po cichu, w duchu, tłamsząc mój syndrom iguany celem niepsucia stosunków międzyludzkich.
Uważam się za osobę tolerancyjną - nie oceniam głośno cudzych wyborów życiowych, finansowych, rodzinnych, osobistych, seksualnych i każdych innych. Zwisa mi i powiewa, kto z kim sypia, na co wydaje pieniądze i czy postępuje tak, jak ja bym na jego miejscu postąpiła.
Ale syndrom iguany nie ma nic wspólnego z brakiem tolerancji - jest czystym zdziwieniem, zaskoczeniem. Wyobraźcie sobie, że idziecie do sklepu z lustrami. Chodzicie po nim, niektóre lustra są krzywe, niektóre proste, ale w każdym widzicie kogoś, kto plus minus wygląda tak samo jak Wy. I w pewnym miejscu zamiast lustra ktoś wstawił gablotę z iguaną. Podchodzicie, spodziewając się kolejnego mniej lub bardziej zmienionego obrazu siebie, a widzicie coś, co jest ZUPEŁNIE inne: ma cztery nogi zamiast dwóch, kończyny przednie bez chwytnych kciuków, skórę jakąś taką dziwną, pysk bez nosa, wyłupiaste oczy, grzebień na grzbiecie, a w dodatku jest zmiennocieplny i rozmnaża się jajorodnie. Krótko mówiąc, jesteście zaskoczeni, że zobaczyliście coś zupełnie innego, bo spodziewaliście się podobieństwa.
I ja właśnie często tak mam. Syndrom iguany włącza mi się w sytuacjach, w których okazuje się, że:
- wiedza, którą ja uważam za powszechną, jest raczej specjalistyczna
- umiejętności, której zdobycie było dla mnie oczywiste, wcale nie posiada każdy
- doświadczenie, które mnie wydawało się zwyczajne, dla kogoś jest czymś wyjątkowym
Podstawowym warunkiem wystąpienia syndromu iguany jest jakieś ogólne podobieństwo tej drugiej osoby do mnie - czyli to nie może być osoba o dużo wyższym lub dużo niższym statusie czy poziomie inteligencji, wychowana za granicą lub kształcona w domu, diametralnie różnych warunkach rodzinnych i tak dalej. Przecież syndrom iguany nie oznacza, że nie rozumiem i nie akceptuję istnienia różnic między ludźmi. Ale gdyby wziąć mnie i grupę osób do mnie podobnych: urodzonych w latach 80, którzy skończyli polską szkołę przed reformą, mieszkając w średnim mieście i wychowując się w zwyczajnej rodzinie o przeciętnym statusie materialnym - to jest prawie pewne, że oni wszyscy znajdą wspólne tematy do rozmowy w dziedzinie książek, filmów, obrazów, zabaw, potraw, zjawisk ze wspomnień i umiejętności.
Syndrom iguany pojawia się, kiedy widzi się brak powszechności czegoś, co uważało się dotąd za powszechne - i znika w jednej chwili, kiedy uruchomimy rozsądek i uświadomimy sobie, że KAŻDE indywidualne doświadczenie, które uznajemy za archetypiczne, wcale nie musi takie być. (Teraz chwila ciszy, podczas której możecie usłyszeć, jak Jung przewraca się w grobie.) Dlatego nie dziwcie się, że się Wam dziwię, moi drodzy znajomi. Iguana pojawia się i znika.