1 grudnia 2012

5 rzeczy, których wcale nie muszę mieć w szafie



Jakiś czas temu przystąpiłam do nieformalnej grupy fundamentalistów. 
Szafowych, oczywiście.
Poczytałam, pooglądałam, pomyślałam nad tym, jak powinna wyglądać zawartość mojej szafy. A że od zawsze lepiej mi się myśli na piśmie niż tak po prostu, stąd poniższy tekst. Może komuś się przydadzą moje myśli już nie nieuczesane, ale lekko przyczesane grzebieniem, na temat tego, jak powinna wyglądać idealna szafa.

BIAŁA KOSZULA
Ostatnio była mi potrzebna, kiedy pracowałam jako kelnerka - a że nie znosiłam tej pracy, to niechęć przeniosłam też na niewinną koszulę. Od trzech lat nie miałam okazji jej założyć, na szczęście. Na rozmowy o pracę chodziłam w "małej szarej", często do kolorowych rajstop, bo tak lubię. Źle się czuję w sztywnych ubraniach, które trzeba wybielać, starannie prasować i chronić przed najdrobniejszym zabrudzeniem. Klasyczna elegancja jest dla mnie jak ręcznie malowana porcelana: podziwiam u innych, sama wrzucając do zmywarki kubek z Tesco z przemysłowym nadrukiem.

Projektantka Carolina Herrera, niekwestionowana królowa klasycznej elegancji.
Kiedy dorosnę, zacznę się na niej wzorować.
CZARNE SZPILKI
Gdybym należała do Manhattan's elite, a Kraków był Nowym Jorkiem, mogłabym codziennie biegać w strojach rodem z serialu "Plotkara". Ale cóż, skoro codziennie muszę pokonać kilkaset metrów krzywego chodnika, a krakowskie tramwaje nijak nie chcą zamienić się w żółte taksówki, poprzestaję na butach ze stabilnymi obcasami. Są po prostu wygodniejsze. Zamiast drobić w obcasikach przez 15 minut, wolę dojść gdzieś w 10. Dodatkowo cierpię na przypadłość, która objawia się wielką niechęcią do koloru czarnego. Nie lubię i nie kupuję czarnych butów, torebek, telefonów i ubrań, chyba że nie mam wyboru. (Omijam też czarne strony internetowe.) Tak że żegnajcie, klasyczne szpilki, zobaczymy się w prywatnej limuzynie, kiedy będę obrzydliwie bogata.

MAŁA CZARNA
Obowiązkowa pozycja wprowadzona do kobiecych szaf w latach 20 przez ikoniczną Coco Chanel. Trudno się nie zgodzić, że little black dress jest strojem uniwersalnym i poddającym się modyfikacjom z dużym wdziękiem. Ale Coco wprowadziła również modę na opaleniznę, która obecnie wśród kobiet eleganckich jest raczej w odwrocie. Tymczasem w czerni osoba lekko opalona wygląda świetnie, a bledziuch taki jak ja nadaje się jedynie na wampirzy bal przebierańców, ewentualnie do sanatorium dla gruźlików. Dlatego mała szara - tak, ale nigdy czarna!

Christina Hendricks i Kasia Tusk -
czyli dlaczego bladym rudzielcom w czerni źle,
a lekko opalonym blondynkom wręcz przeciwnie.
KLASYCZNE PROSTE JEANSY
To mit, że w takim kroju każdemu dobrze! Latami nosiłam proste i niezbyt obcisłe spodnie, słuchając ślepo rad, że kobiety posiadające biodra oraz uda w stanie dalekim od zaniku powinny szerokim łukiem omijać wszystko, co przylega do ciała w tych rejonach. Znam osoby o parametrach pulchniejszych, które dały sobie wmówić, że tylko w jeansach o kroju marchewek (brrrr) będą wyglądać jako tako. (Bo według magazynów dla kobiet naprawdę dobrze można wyglądać jedynie w rozmiarze XXS i te marchewki są stadium przejściowym na czas drakońskiej diety.) Po weryfikacji powyższych prawd objawionych za pomocą pary spodni "rurek" oraz oczu trzech niezależnych od siebie obserwatorów mówię: nie patrz na zasady, kup takie jeansy, w jakich dobrze się czujesz i dobrze wyglądasz. Albo wcale nie chodź w spodniach, to żaden przymus.

BIAŁY T-SHIRT
Po pierwsze, biały - czyli ciągle nowy, bo utrzymać śnieżną biel na długo nie sposób. Po drugie, t-shirt - czyli skutecznie ukrywający posiadanie talii, biustu, bioder, obojczyków, ramion i innych części kobiecego ciała. Po trzecie, bezlitośnie niekryjący - czyli wymuszający zakup biustonosza w kolorze nude, a nie ma nic bardziej aseksualnego niż cieliste gładkie staniki pod luźnymi ciuchami. Po czwarte - nuda. O ile biała koszula z punktu pierwszego ma jeszcze jakiś charakter, to gładkie białe koszulki są doskonale nijakie. Mam jedną, do spania nadaje się idealnie.

Jak wiele może zmienić fason koszulki? Wszystko!
A jakich rzeczy "obowiązkowych" Wy nigdy nie kupiliście i nie zamierzacie kupić?