25 maja 2013

Kolekcjonerka wrażeń


Plakat do wydrukowania ze strony
http://shopredautumn.com/
Jestem domatorką. I właśnie dlatego kocham przeprowadzki i podróże.

Co może być przyjemniejszego od odwiedzania i oswajania nowych miejsc? Po każdym powrocie do domu większym przywiązaniem darzę moje łóżko, ukochany fotel czy ulubiony obraz. Wszystko zasila moją nieustannie powiększaną kolekcję wrażeń. Sprawia, że nowym, świeżym okiem patrzę na to, co dobrze znam.

Szukam przeżyć. Moich własnych, indywidualnych. Znajduję je w miejscach, które są dla mnie szczególnie ważne. Popularność czy nawet wartość artystyczna to sprawa drugorzędna. Mam swoje priorytety: ciekawe budynki, sztuka ulubionych artystów, ogrody, parki i muzea rzeczy jadalnych. Całą resztę oglądam niejako przy okazji, a kościoły, muzea figur woskowych, wystawy broni, zamki i twierdze mogłyby dla mnie nie istnieć.

Nie ma też większego znaczenia, czy trzygodzinna podróż będzie mieć finał w Pcimiu, czy też w Barcelonie. Bo chociaż trudno nazwać mnie globtroterem, bo jestem jeszcze smarkulą i w dodatku, jak dotąd, europocentryczną - to wierzę, że nawet wybierając się na weekend do sąsiedniego województwa, mogę stamtąd przywieźć coś do mojej kolekcji.

Nie kupuję pamiątek, durnostojek, gadżetów. Zbieram ujęcia, widoki, zapachy i smaki. Zapisuję - na kliszy albo na twardym dysku pamięci - nastroje, światła, sytuacje. A to można znaleźć wszędzie, nawet w najbardziej zapomnianej przez bogów i ludzi osadzie. I najczęściej te cele osiągam z dala od miejsc obowiązkowych, tzw. must-see, przesłoniętych przez skłębiony tłum.

Dlatego nie przyjrzałam się portretowi Mony Lisy, nie byłam na London Eye, nie wspinałam się na Wieżę Eiffela, nie zajrzałam do muzeum Madame Tussauds. Szukałam moich własnych cennych chwil. Czegoś, co ma dla mnie wyjątkowe znaczenie - nie tylko dlatego, że jest znane. Czegoś, czym niekoniecznie będę mogła się pochwalić znajomym, ale co będę wspominać przez długi czas.

A po co Wy podróżujecie?