15 maja 2013

Śniadaj w Krakowie: La Petite France



Czego by nie uważać o narodzie francuskim, faktem jest, że ich kuchnia uznawana jest za jedną z najlepszych na świecie. Czerpiemy z niej regularnie, często nie zdając sobie z tego sprawy.

Niestety, pośród zalewu lokali w stylu włoskim oraz tych udających "tradycyjną" kuchnię polską niełatwo znaleźć w Krakowie coś francuskiego. Dlatego tak mnie ciągnęło do La Petite France, czyli małej Francji w Krakowie.

Bistro jest młodszym dzieckiem właścicieli francuskich delikatesów, które mieszczą się przy warszawskiej ulicy Zwycięzców (numer 28!). Krakowski lokal również oferuje sprzedaż sprowadzanych z Francji wiktuałów. Rozwiązanie ryzykowne, bo wnętrze jest, jak widać, niewielkie. Na szczęście w niedzielny poranek było praktycznie pusto, mogliśmy więc zająć miejsce przy oknie. Kiedy mogę, wybieram stoliki z widokiem na ulicę, uwielbiam obserwować przechodniów!
Lubię też obfite, niespiesznie jedzone śniadania, ale niewielkie objętościowo, bo najadam się szybko. W La Petite France karta jest obszerna, co nigdy specjalnie mnie nie przekonuje. T., który mi towarzyszył, powiedział nawet, że "jak zwykle" nie mogę się zdecydować. Trudno się dziwić, skoro wszystko tak kusiło! Tarty, kanapki, eklery, świeże pieczywo... Można dostać zawrotu głowy.
Ostatecznie wybrałam quiche z serem pleśniowym i gruszką oraz Cafe Gourmande, czyli kawę smakosza - espresso i trzy minidesery. Ciasto na quiche bardzo smaczne, rzeczywiście kruche i dość cienkie, co lubię. Do nadzienia trudno się przyczepić, ot, gruszki z serem pleśniowym. Jako dodatek dostałam sałatę z winegretem, której ktoś chyba zapomniał porwać na kawałki - jako że nie jestem królikiem, całe liście było mi trudno zjeść.

Desery okazały się hitem: mała porcja creme brulee mnie zachwyciła, czekoladowe ciasto wprawiło w miłą błogość. Nie bardzo rozumiem tylko jogurt z dżemem pomarańczowym: smaczny, ale wolałabym zamiast niego bardziej deserowego makaronika.

T. miał mniej szczęścia - jego zestaw śniadaniowy był smaczny, ale zdecydowanie niewielki. Koszyk pieczywa trudno było "obsłużyć" trzema malutkimi porcjami dżemu. Musli z jogurtem to świetny pomysł, ale czemu nie podać domowej granoli zamiast kupnych płatków?
Moje wrażenia z Małej Francji były jednak pozytywne. Nie zamierzam zrażać się drobnymi potknięciami, które mogły być dziełem przypadku. Na pewno tam wrócę na świeże croissanty... czy po dżem fiołkowy, który jest dla mnie jednym ze smaków Paryża. No i po sery! Trzy spore lodówki pełne przepysznych śmierdziuchów czekają przecież tylko na mnie...
Bistro La Petite France
Kraków, św. Tomasza 25 (Stare Miasto)
codziennie od 9:00