19 lipca 2013

Blaski i cienie życia singla


Może zastanawiacie się, czemu ostatnio w ogóle nie piszę o Nim, a nasze dialogi pojawiają się rzadko. Spieszę wyjaśnić: On nie zaniemówił. Po prostu od zeszłego czwartku jestem singlem.

Wstaję rano. Ścielę swoją połowę łóżka. Włączam swoją składankę energetyzującą i tanecznym krokiem przechodzę z pokoju do pokoju. Zbieram się szybciej niż zwykle, bo nie muszę uważać, żeby Go nie obudzić. Jest super.


Wracając z pracy kupuję kalafior, ser pleśniowy i wino. Spędzam wieczór na kanapie: jem kolację i oglądam głupi serial. Wreszcie nikt nie marudzi, że jem śmierdzące rzeczy. Nie muszę dzielić się z nikim moim cabernet sauvignon. Sama nastawiam pranie, nie wysłuchując, że sypię za dużo proszku czy może za mało. Kładę się kiedy chcę i nikt mi nie wypomina, że czytanie do pierwszej "Księgi wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa" nie jest rozsądne.

Zrywam się rano, potwornie niewyspana. Pędzę do kuchni. Co?! DZIESIĄTA?! A, nie, spokojnie, to tylko budzik stanął, bo On go nie nakręcił. Coś chrzęści mi pod stopami... chyba piasek. No tak, odkurzałam ostatnio w sobotę, a zamiatanie w tygodniu zawsze załatwiał On.

Śmieci śmierdzą. Wystawiam je na balkon, obok worka z przedwczoraj, On wyrzuci jak wsta... Nie. Ja wyrzucę jak wrócę. Stolik w dużym pokoju wygląda jak pobojowisko. W biegu zgarniam wieczorny kieliszek i talerz, wrzucam je do zmywarki. Nastawiam ją z opóźnieniem... zaraz... 9 godzin będzie dobre. Teraz pralka. Upycham w niej moje ciuchy z ostatniego tygodnia. Jest ich za mało, żeby wypełnić bęben. Trudno. Jak to się nastawiało? Przed wyjściem udaje mi się jeszcze zalać WC płynem lawendowym - między myciem zębów a nerwowym poszukiwaniem okularów, których nie miał kto odłożyć na swoje miejsce.

Wracam wykończona upałem. Nie miałam czasu na zakupy, możemy zjeść spaghetti. Które sama zrobię. Nie jest takie dobre jak w Jego wykonaniu, ale jak się nie ma co się lubi... Wino otwarte wczoraj dalej straszy w lodówce. Chyba je zamrożę, bo nie dam rady wypić sama całej butelki. Rukoli też kupiłam za dużo. 

Zmywarka pika, więc szybko ją opróżniam. Wieszanie prania raz-dwa. Uch, wynoszenie pełnej suszarki na balkon nie należy do łatwych zadań. Rośliny oczywiście zwiędły - nie miałam kogo poprosić o ich podlanie. Łapię worki ze śmieciami i już chcę wybiec, żeby je wyrzucić, kiedy przypominam sobie, że jestem sama. Biorę więc klucze, starannie zamykam drzwi, a po 2 minutach je otwieram...

Na szczęście On wraca już jutro.