26 września 2013

Paryż - fakty i mity


Do niektórych miast warto wracać, dlatego w tym roku po raz drugi wybrałam się do Paryża. Łącznie spędziłam tam już trzy tygodnie, ale to wciąż za mało, żeby zobaczyć WSZYSTKO. 

Zdjęcia z ostatniego pobytu będą niedługo (może uda mi się też zrobić wspomnieniowy post z fotkami sprzed 3 lat), a na razie chciałabym obalić kilka mitów - część z nich przytoczyliście pod postem o syndromie paryskim.

#1 - PARYŻ JEST BRUDNY

Stolicę Francji co roku odwiedza ponad 70 milionów turystów. Ludzie w takich masach są jak gołębie: brudzą, to oczywiste. Nie położyłabym się na paryskim trotuarze - i dotąd nie jestem w stanie zrozumieć, że kloszardom to nie przeszkadza! - ale nie zrobiłabym tego także w Barcelonie ani w moich rodzinnych Tarnowskich Górach (jednym z najczystszych miast Górnego Śląska), ani nawet w Bautzen (miasteczko w Niemczech, najczystsze jakie w życiu widziałam). Krótko mówiąc, Paryż jest dokładnie tak samo brudny jak każde wielkie miasto.

#2 - PARYŻ ŚMIERDZI

Bywają miasta obfitujące w cuchnące uryną bramy, woniejące siarkowodorem rynsztoki, meneli na każdym kroku i papiernię na opłotkach. Bywają też takie, w których co rusz mija się piekarnię, cukiernię, kebab, kawiarnię albo sklep z perfumami. A Paryż... cóż, jest mieszanką obu tych typów. Tak jak Kraków, Londyn czy Hanower. Owszem, w metrze lepiej nie oddychać zbyt głęboko (ja do miast z metrem zawsze zabieram wachlarz, bez niego mdlałabym na każdym kroku jak bohaterki romantycznych powieścideł), ale to samo można by poradzić turystom korzystającym z polskiego zbiorkomu.

#3 - LUDZIE SĄ NIEMILI

Nasłuchałam się o tych chamskich, wrednych, niechętnych przyjezdnym Francuzach. I nie mam pojęcia, gdzie oni się pochowali! Zauważyłam jednak pewną cechę odróżniającą paryżan od mieszkańców innych miast: nie nawiązują kontaktu pierwsi - w Polsce można się uśmiechać do ludzi w tramwaju i zazwyczaj ktoś odpowiada uśmiechem, a mnie często zagadują, zaczepiają zupełnie obce osoby. Tutaj tego nie ma, wszyscy siedzą albo stoją jak kołki, ewentualnie z nosami w sprzęcie z jabłuszkiem (zawsze za granicą mam wrażenie, że tam innych firm poza Apple po prostu nie ma w sklepach). Jednak kiedy przychodzi do wyjaśnień czy odpowiedzi na zadane przez turystkę pytanie, nagle się ożywiają, uśmiechają, tłumaczą powoli i szczegółowo, a zazwyczaj na koniec pada pytanie "skąd jesteście?". I, o dziwo, nie mylą Poland z Holland!

#4 - NIKT NIE MÓWI PO ANGIELSKU

To samo słyszałam przed wyjazdem do Barcelony - że bez hiszpańskiego, a najlepiej katalońskiego, lepiej w ogóle tam nie jechać. Jednak moje uprzejme francuskie "przepraszam, czy mówi pan/pani po angielsku?" w najgorszym razie spotykało się charakterystycznym gestem "kołyszącej się łódki" otwartą dłonią: "no, trochę, ale niezbyt dobrze". Obsługa lotniska, dworców kolejowych i stacji metra, pracownicy muzeów i obiektów turystycznych, sprzedawcy w sklepach, kelnerzy - wszyscy, jakich spotkałam, byli w stanie odpowiedzieć po angielsku na standardowe pytania. Rzecz jasna, najbezpieczniej jest zacząć rozmowę po francusku, wykazać gest dobrej woli, bo "do you speak English" prosto z mostu to znak rozpoznawczy romskich żebraków z Tuileries.

#5 - PARYŻ JEST NIEBEZPIECZNY

Każde duże, zatłoczone miasto jest rajem dla kieszonkowców, ale na szczęście da się im utrudnić robotę. Wystarczy zachować podstawowe środki ostrożności: nie nosić portfela w tylnej kieszeni spodni (zadziwiające, jak wielu ludzi wciąż to robi!), pilnować torebki, telefon trzymać w ręce albo chować, nigdy nie kłaść obok siebie, pasek z aparatu zakładać na szyję, nie brać ze sobą wszystkich pieniędzy... Oczywistością jest też, że samotne nocne spacery po odludnych miejscach to proszenie się o kłopoty. Jak wszędzie.

Nie taki Paryż straszny, jak go malują!