10 października 2013

Imiona odczarowane


Magia imion to bzdury, jak wszystkie uogólnienia i pseudowróżby. Nie wszystkie Anie są analityczne, nie każdy Karol jest idealnym przywódcą. To my sami wpływamy na to, jak ktoś postrzega nas... ale i naszych imienników.
Pamiętacie "Dynastię"? Nawet ci, którzy nie oglądali, kojarzą Joan Collins z roli Alexis,  chimerycznej intrygantki i zdobywczyni 7 miejsca na liście 60 największych łajdaków wszech czasów. Przez lata to imię kojarzyło mi się tylko z nią - dopóki nie obejrzałam serialu "Castle", w którym córka głównego bohatera, urocza, choć niepozbawiona charakteru nastolatka, nosi imię Alexis.

PIOSENKI ROBIĄ SWOJE

Anna Maria smutną ma twarz, Baśka miała fajny biust, Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka, Ela straciła przyjaciela, Małgośce mówili, że on nie wart jednej łzy, Edyta Górniak nie była Ewą, Celina nie wytrzeźwiała od soboty, Jolka pamięta lato ze snów, z Andzią życie będzie łatwiejsze, Zuzia to lalka nieduzia, a Monika - dziewczyna ratownika. A gdzie jest Ola, O-la-la? Bo Karolinka poszła do Gogolina...

Tyle popkultura, ale w życiu potrafi być jeszcze gorzej. Często wystarczy jeden właściciel jakiegoś imienia, żeby już zawsze mieć uraz do tego konkretnego zbitku głosek. W podstawówce spotykasz głupią Kalinę czy niemiłego Rolanda? To koniec - raczej nie polubisz Kaliny Jędrusik, a "Pieśń o Rolandzie" przeczytasz ze skrywaną niechęcią. Jedna Julia, która Ci się narazi, może rzucić cień na wszystkie Julki i Julcie, jakie w przyszłości spotkasz. Ba, czasem wystarczy jedna osoba, żeby imię przez całe życie odbierać jako "ciotkowate" czy "babciowate", czy wręcz "z marginesu". Póki nie przeczytałam "Wieczoru Trzech Króli", imię Wiola wydawało mi się pasować wyłącznie do rodzin patologicznych.

W DRUGĄ STRONĘ 

Na szczęście to działa też w drugą stronę. Kocham i cenię moich rodziców, więc wybryki wrednego kolegi z klasy, imiennika Taty, traktowałam raczej jak wyjątek od reguły niż jak hańbę dla wszystkich "nosicieli" tego imienia. Wystarczyła mi wieloletnia przyjaźń z jedną Wiktorią, żeby pozytywnie odbierać każdą kolejną Wikę czy Wiktę. W przedszkolu skrycie podkochiwałam się w Dawidzie, więc teraz każdy Dawid kojarzy mi się jak najlepiej. W liceum miałam w klasie sporo osób o raczej rzadkich imionach, sama też takie noszę, więc teraz każdy przejaw oryginalności w tym względzie ma u mnie 10 dodatkowych punktów na samym starcie.

Najłatwiej mają chyba posiadacze popularnych imion. Poznając równolegle trzy Katarzyny, trzy Joanny, cztery Aleksandry, dwie Magdaleny i dwie Agnieszki, łatwo przekonamy nasz mózg, że każda z nich jest inna. Często to wiąże się z podziałem na bardziej i mniej lubiane zdrobnienia - jeśli kogoś nie lubię, raczej nie powiem mu per Olka czy Ania, z kolei do lubianych trudno mi się zwracać Madzia, Joaśka albo Aguś.

ODCZAROWANE

Wiele imion, do których nabrałam urazu, odczarowałam w dorosłym życiu. Tak było z Gabrielą, która dotąd kojarzyła mi się tylko z jedną z panien Borejko, czy z Konradem - bo wcześniej znałam tylko jednego, w dodatku zdrabnianego do Kondzia, co kojarzyło mi się jedynie z kondomem. Po przykrych doświadczeniach z wrednymi, nielojalnymi Aśkami przekonałam się też, że to nie reguła - utwierdziły mnie w tym Ryfka, Plaamkaa i Joanna, no i Dżoana Krupa! Ale nie tylko one, bo ogólnie do Asiek w dorosłym życiu mam duże szczęście.

Myśl na koniec jest prosta: bądźmy dla innych tacy, żeby ozdabiać nasze imiona. Nasi imiennicy nam za to podziękują.