27 grudnia 2013

Rok dobrych uczynków


Rok ma 52 tygodnie. Dotąd poświęcałam je na robienie czegoś dla siebie. Czas to zmienić.
Często zdarza mi się chodzić na łatwiznę. Czytam książki, które już czytałam. Oglądam nowe odcinki seriali zamiast sprawdzić, czemu klasyka kina jest tak ceniona. Ale pracuję nad tym. Od kilku lat staram się czytać co najmniej 52 książki rocznie i oglądać tyle samo filmów i co tydzień gotować coś nowego. Nie zawsze mi się to udaje - 2013 prawie się kończy, a ja mam za sobą 53 książki, 40 filmów i nie wiadomo ile potraw, bo przestałam to zapisywać.

Ale cykl spełnił swoje zadanie: zmobilizował mnie i przyzwyczaił do stałego, nieustającego wysiłku. Potrzebowałam motywacji, żeby skupić się na swoim rozwoju. Na własnej drodze do przodu, którą szłam zdecydowanie zbyt wolno, żeby można było mówić o postępie. Dzięki temu wyzwaniu obcowanie z dobrą książką, filmem i jedzeniem stało się nieodłączną częścią mojej codzienności.

Dlatego mogę trochę zwolnić. Skupić się nie na ścieżce, którą idę i która wije się przede mną, i nie na pięknych widokach - ale na tych, których mijam po drodze. Bo biorę z życia wiele. Czerpię z niego pełnymi garściami! Przyszła pora na to, żebym spróbowała się odwdzięczyć.

ZROBIĘ CO NAJMNIEJ 52 DOBRE UCZYNKI.

Dam światu odrobinę siebie.
Bezinteresownie. Nie oczekując niczego w zamian.

Będę pomagać tym, którzy potrzebują - a niekoniecznie oczekują - pomocy.
Uśmiechać się do tych, którym brakuje pocieszenia.
Wyciągać rękę do tych, którzy się potknęli. Dosłownie lub metaforycznie.
Gryźć się w język, kiedy pchają się na niego złośliwostki.
Zmieniać temat na milszy.

Spróbuję.