2 grudnia 2013

Stare dobre małżeństwo



- Chodź tutaj na szybkie przytulenie.
- Mamy czas? - zdziwiłam się.
- Naprawdę szybkie. Pięciosekundowe. Raz... dwa... trzy... cztery... mmm, jak ty pięknie pachniesz... cztery i pół... cztery i 2/3... cztery i 3/4...



Tak było parę dni temu, wczesnym rankiem, kiedy oboje zbieraliśmy się do wyjścia.

A zaczęło się dawno. Miałam 17 lat i dużo czasu spędzałam w internecie - wtedy jeszcze korzystając z modemu. Odpowiednikiem dzisiejszych forów internetowych były grupy dyskusyjne. Uczestniczyłam w kilku. Tego dnia jak zawsze włączyłam modem na jeden impuls, żeby ściągnąć nowe wiadomości. Jednemu rozmówcy odpisałam na prywatnego maila, bo zaczęliśmy odbiegać od tematu grupy. Tym rozmówcą był On. 

Nie pamiętam, jaki był wtedy dzień tygodnia i czy świeciło słońce, czy może lał deszcz. Ale ten jeden mail wywołał ciąg wydarzeń, które zmieniły moje życie. Zbliżaliśmy się do siebie każdym napisanym zdaniem, każdą rozmową telefoniczną, więc kiedy po paru miesiącach spotkaliśmy się na żywo, miałam wrażenie, jakbym znała Go od zawsze. Po pierwszym spotkaniu były pierwsze wyznania, pierwsze wspólne wakacje, wspólne klucze, pierścionek, życiowe plany.

Mieszkamy razem ósmy rok. Nie mam już motylków w brzuchu, ale za nimi nie tęsknię. Jestem tak szczęśliwa, że to aż dławi w gardle - szczęściem pełnym spokoju i ustabilizowanym. To jest tak, jakby mieć duży zapas pysznej czekolady i wiedzieć, że każdy kolejny kęs będzie smakował tak samo świetnie jak poprzednie.

Śniło mi się ostatnio, że imprezę ślubną urządziliśmy pod hasłem "nareszcie!", bo pewnie tak zareagują nasze rodziny i znajomi na wieść, że po tylu latach formalizujemy związek. Moja Mama mówi, że wygrałam Go na loterii. Jego Mama mówi, że jesteśmy jak stare małżeństwo. Pewnie obie mają rację. A ja przez te wszystkie lata wciąż, kiedy budzę się w nocy, nie otwierając oczu chwytam Go za rękę, uśmiecham się jak głupia i szepczę z ulgą: "jesteś".