5 grudnia 2013

Świąteczne zachęcanie


Reklamy powinny zachęcać.
Szkoda, że niektóre, zwłaszcza przed świętami, działają całkiem odwrotnie.

Stanęłam w obliczu wycieczki do centrum handlowego na przedświąteczne zakupy. Zazwyczaj staram się ten nieprzyjemny obowiązek odbębnić przez internet, bo tłumy z obłędem w oczach to nie jest moje ulubione towarzystwo na weekend. Ale niektóre rzeczy trzeba przymierzyć, inne pomacać przed zakupem - więc postanowiliśmy się wybrać do centrum handlowego.

Wybieram zawsze spośród trzech, do których mamy blisko i dobry dojazd. W M1 byłam ostatnio na I roku, kiedy mieszkałam na Płaszowie, a w takim Krokusie czy King Square jeszcze nigdy. Podeszłam więc do sprawy metodycznie: otworzyłam trzy strony, żeby sprawdzić, który zestaw sklepów najlepiej odpowiada moim potrzebom.

Najpierw postraszyła mnie całkowicie bezbarwna pani reklamująca moją ulubioną Galerię Kazimierz. Zdaje się, że ta sama modelka jest na billboardach rozwieszonych po mieście. Reklama nie przedstawia kompletnie nic. Jest tak cudownie bezpłciowa, że równie dobrze mogłaby reklamować barszcz w proszku albo krople na wzdęcia. Już bardziej wyraziste są panie w barach mlecznych, zachęcające do zupy pomidorowej.

Autor widocznego na bannerku hasełka powinien smażyć się w jakimś copywriterskim piekle. W tłuszczu palmowym, żeby było jeszcze bardziej bez smaku. Przykre, bo samo miejsce bardzo lubię, ale zarówno fanpage, jak i kampanie pozostawiają wiele do życzenia - tyle dobrze, że tym razem obyło się bez apostrof'ów w niewłaściw'ych miejsc'ach, które są znakiem rozpoznawczym plakatów Galerii Kazimierz.


Druga była Bonarka. Jakiś czas temu twarzą centrum została Małgorzata Kożuchowska. W kampanii świątecznej wygląda zupełnie tak samo jak na plakatach którejś sieci komórkowej, kiedy występuje jako bohaterka serialu. No, ale Hania Hanią - skupmy się na reklamie. Kontrakt aktorki pochłonął chyba cały budżet, bo na tło już nie starczyło. Kiedyś ta galeria miała naprawdę estetyczne kampanie z fajnymi hasłami (np. Modogamistki). Robiła je ta sama firma, która teraz oszczędza na tle i nie zna gramatyki ojczystego języka (chyba że "prezenty po kokardki" nawiązuje do czegoś innego niż ja myślę). Nie wiem, co się stało. W dodatku w citylightowej wersji plakatów (te, które można zobaczyć na przystankach autobusowych i tramwajowych) hasełku towarzyszy jeszcze potworny wierszyk, oparty na rymach typu "Bonarki-kokardki". Poezję lubię, ale rymów częstochowskich do niej nie zaliczam. 


Na koniec - pani, która ukradła święta, czyli kampania Galerii Krakowskiej. Nie mogę się oprzeć myśli, że modelka w poprzednim wcieleniu była Grinchem. Przydworcowe centrum wykorzystuje w swoich reklamach fotki z banków zdjęć (kiedyś reklamowali się żyrafą), ale to nie tłumaczy tak kuriozalnego efektu. Kolega z pracy twierdzi, że to kwestia oświetlenia modelki, ja upieram się, że makijażu i uśmiechu. Powód nieistotny - liczy się efekt, a ten jest trochę przerażający. Czy zdjęcie było w promocji? Bo tu przynajmniej budżetu wystarczyło na tło - jest złote i brokatowe, w świątecznym stylu i naprawdę bardzo ładne. 

 

Jestem ciekawa, czy Wy też tak krytycznie patrzycie na reklamy przed świętami.

Zdjęcia pochodzą ze stron internetowych galerii handlowych oraz z materiałów promocyjnych dystrybutora filmu "Grinch" i zostały użyte jako ilustracja do tekstu.