14 marca 2014

Ile jaj trzeba mieć, żeby wkręcić żarówkę?



 - Dobrze, że z nim zerwała. Na co komu taki facet? - usłyszałam w tramwaju.
- No weź, nigdy jej nawet żarówki nie wymienił! - dodał drugi głos z wyraźną zgrozą.
- Facet bez jaj. Zupełnie bez jaj.

Niewiele stwierdzeń podnosi mi ciśnienie. Studia wypracowały we mnie dużą tolerancję na odmienne poglądy, niezależnie od tego, jak błahych spraw by dotyczyły. Ale kiedy słyszę to co wyżej, to nóż mi się w kieszeni otwiera. (I maczeta. Po krakowsku.)

Tak się składa, że umiem zmieniać żarówki. Oraz wbijać gwoździe. Oraz skręcać meble, tapetować, obsługiwać wiertarkę, przemeblowywać mieszkanie, naprawiać własny komputer, szlifować i lutować. By wykonywać te czynności, wykorzystuję dobre chęci i osobiste predyspozycje (jak na zwykłą kobietę, która nie ćwiczy, jestem nawet silna). Używam narzędzi i głowy - jeszcze nigdy nie były mi potrzebne chromosomy Y, jądra ani owłosiona klatka piersiowa.

Kiedy zamieszkaliśmy razem, trochę czasu zajęło nam rozdzielenie prac domowych. Na szczęście On nie obawiał się, że przy nastawianiu prania czy myciu podłogi różne męskie cechy mu odpowiednio uschną, odpadną albo też się zmniejszą. Cały podział nastąpił więc bardzo naturalnie, to jest: według chęci i predyspozycji. Bo męskie i damskie to mogą być majtki albo perfumy, a nie prace domowe.

Kiedy przepali się żarówka, wymienia ją to z nas, które akurat ma chwilę. Kiedy wieszamy obrazki, On wierci, a ja trzymam odkurzacz, bo nasza wiertarka jest dla mnie za ciężka. Kiedy skręcamy meble albo błądzimy po obcym mieście, ja dyryguję, bo mam lepszą orientację w przestrzeni. I nigdy nie mówię, że On mi "pomaga" w domu, bo skoro mieszkamy razem, to przecież na nas obojgu po równo spoczywa obowiązek ogarnięcia przestrzeni wokół. Naszej wspólnej przestrzeni, którą wspólnie brudzimy i wspólnie ogarniamy. Pomóc to On mi może zapiąć sukienkę na plecach, kiedy nie sięgam.

Cholera mnie bierze, kiedy czytam, że mężczyznę trzeba chwalić za "pomaganie w domu", bo inaczej się znarowi, będzie się czuł niedoceniony i pomagać przestanie. Dobrze, że nie każą podawać chłopu smakołyków po każdym wyniesieniu śmieci i głaskać po grzbiecie mówiąc "dobry piesek". Tymczasem coś mocno jest nie tak w związku (nie tylko damsko-męskim), w którym jedna osoba wstawia pranie, gotuje obiad i odkurza z pieśnią na ustach, a druga w międzyczasie nie robi absolutnie nic, żeby zająć się swoimi ubraniami, swoim posiłkiem czy swoim dywanem.

Jednym z najważniejszych przywilejów, jaki dała nam walka o równouprawnienie, jest PRAWO WYBORU. Możemy studiować, głosować, żyć w związku, w małżeństwie albo solo, stać się ośmiorniczą służącą i wziąć sobie na głowę cały dom albo pozostać człowiekiem i zająć się tego domu połową. Możemy, jeśli chcemy. Mamy wybór.
A żarówkę zmienia się ręką! Nie jajami.