12 marca 2014

Słownik ślubnych zdrobnień


W zdrobnieniach celują mamusie, co jest zrozumiałe. Oraz narzeczone. Co zrozumiałe nie jest.


PIENIĄŻKI
Znienawidzone zdrobnienie połowy Polski znowu atakuje. Tym razem przyczaja się na forach ślubnych i zaproszeniach. Na przykład tak: "Do koperty włóż banknocik, a rozwiążesz nasz kłopocik. Lekko będzie w samolocie, no i będzie po kłopocie". Albo tak: "by nie pisać długich książek, młodzi proszą o pieniążek". Ewentualnie "młoda para pięknie prosi, by w kopertę włożyć grosik". Niedawno w tramwaju byłam świadkiem rozmówki na temat finansikowych wierszyków. Zatem wkładamy pieniążki do kopertki i jedziemy na...

ŚLUBIŚ!
Tak, to się dzieje naprawdę. Dorośli ludzie postanawiają przyjąć pierwszy od lat sakrament, zarezerwowany dla osób pełnoletnich, oraz uznać swój związek w świetle prawa. I nazywają całą imprezę jak kinderbal albo festyn w przedszkolu. Szczęka opadła? Podnieście, bo to nie koniec.

AUTKO
Samochodem jedzie się po marchewkę do Tesco. Do ślubu zaś (pardon, ślubisiu!) wydać należy parę tysiączków, by pojechać autkiem. Im bardziej szpanerskie, tym lepiej. W niektórych kręgach najmodniejsze autko to sześciometrowa limuzyna, w innych sportowa bryka. Ale nawet nie myśl, żeby użyć swojego samochodu. Samochody są takie zwykłe. Jedź autkiem.

WINIETKI
Nie wiem, skąd wzięło się to słowo, bo winieta to "kompozycja graficzna, ornamentalna lub figuralna, umieszczana jako ozdoba na karcie tytułowej książki lub czasopisma, na początku albo na końcu rozdziału, ustępu lub strony" (za słownikiem PWN). Jak zwał, tak zwał, winietki na ślubisiu są po prostu niezbędne. Niech Ci się nie wydaje, że przed nimi uciekniesz, sadzając gości jak popadnie albo kładąc przy każdym nakryciu wizytówkę. No już, idź kupić winietki. Albo najlepiej je zrób. Własnymi malusimi rączkami.

WINKO
Jeśli nie chcecie dostać morza kwiatów (bo, na przykład, macie uczulenie na pyłki), możecie poprosić gości o winko. To specjalna, ślubisiowa odmiana wina. Smakuje identycznie jak Barolo, Tokaj czy Chianti, różni się jedynie nazwą oraz, przypuszczalnie, opakowaniem. O ślubisiowe winko prosimy za pomocą wierszyka umieszczonego na zaproszeniach. Jak to się stało, że nie na zaproszonkach?! Wszak wciąż jesteśmy na kinderbalowym ślubisiu.

TALERZYK
Jak trafnie ujęła to autorka bloga No To Siup Ślub, na weselu nie ma gości. Są talerzyki. Cała gromada naszych bliskich na ten jeden dzień przeistacza się w talerzyki, które oczywiście muszą "się zwrócić". Smutne, bo przy takim rozumowaniu cała impreza zaczyna niebezpiecznie przypominać biletowane wydarzenie, organizowane wyłącznie dla zysku. I właściwie nie wiem, dlaczego nie można po prostu powiedzieć "talerz". Albo "osoba". Albo po prostu "gość"...

Być może zdrobnionka pozwalają parkom młodziutkim lżejszą rączką wydawać tysiączki na ślubiś. Innego wytłumaczonka tego procederku nie widzę. Zupełniutko!