22 kwietnia 2014

Dobrze się wynudzić


Mówi się, że ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą. A ja czasem mam dni, kiedy wolę być idiotką.


W domu czas płynie wolniej. Jeszcze w piżamie wychodzisz z kubkiem na taras, rozmawiasz z Mamą przez całą wieczność, a do południa zostają jeszcze trzy godziny. Można je poświęcić na niespieszne śniadanie, czyszczenie uszu obrażonemu kotu albo wyjście po gazetę. Wreszcie będzie czas, żeby ją przeczytać.

W nocy padał deszcz. Na drewnianych schodach powoli wysychają niewielkie kałuże. Schodzisz do ogrodu, żeby popatrzeć na płatki kwitnących czereśni, które niesione lekkim wietrzykiem poklatkowo spływają na powierzchnię stawu, tworząc na niej biały dywan. Jest jak na japońskim drzeworycie, tylko bardziej słonecznie. Nie musisz nic.

Wpatrujesz się w intensywnie niebieskie niebo, liczysz na palcach przelatujące samoloty, wystawiasz twarz do słońca. Podczytujesz "Harper's Bazaar" od Siostry, własnego Hrabala, maminą biografię Tove Jansson, apetycznie grubą. Z obowiązku podłączasz laptop do gniazdka, dobrze wiedząc, że i tak z niego nie skorzystasz. Wyskubujesz płatki migdałowe z pierwszego w życiu mazurka (który wyszedł zbyt twardy, ale i tak zniknął w pół godziny), podjadasz sałatkę, pijesz siedemnastą albo siedemdziesiątą tego dnia herbatę.

Wreszcie wsiadasz do pociągu, który połyka kolejne metry torów, bujając się na boki. To działa jak najlepsza kołysanka. Kołysanka o jakże przyjemnej nudzie. 

Opowiedzcie mi o swoim nudnym weekendzie - tu albo na Facebooku.