Nie pamiętam dnia, w którym spotkałyśmy się po raz pierwszy.
Podobno wielka lampa na suficie interesowała mnie bardziej niż jej twarz.
Ona z kolei podskoczyła z radości, kiedy zapowiedziano jej nasze spotkanie.
Dzięki niej umiem wymyślać słowa, jeździć na rowerze, szyć, robić na drutach, malować ściany i rzęsy, czytać poezję, rozumieć malarstwo i lepić bałwanki z twarożku. Dzięki niej uwielbiam zwiedzać ogrody, grać w Scrabble i jeść. Dzięki niej doceniam codzienność i umiem cieszyć się nawet z drobiazgów.
Zawsze mnie wspierała, nawet kiedy bywałam głupia. Współczuła przy porażkach, służyła radą przy wątpliwościach, trzymała za rękę, kiedy się bałam, promieniała dumą, kiedy odnosiłam sukcesy. Wpoiła mi ambicję, determinację w dążeniu do celu i przekonanie, że zera na koncie nie znaczą nic, jeśli nie czuję, że na nie zasłużyłam. Słowem, dała mi wszystko co mogła: uwagę, czas, wiedzę.
Dziś mam jej kapelusz i jej nos.
Moja mama.
Moja mama.