14 czerwca 2014

Co się zmienia przed trzydziestką?


Moje 30. urodziny już za dwa tygodnie. Szykuje się przełom... Albo i nie.

Pisałam Wam już, że nie wierzę w momenty przełomowe, w których wszystko zmienia SIĘ samo. Tylko w bajkach ludzie kładą się spać jako żaby, a budzą jako księżniczki (albo odwrotnie). Data urodzin, wiek - to wszystko jest bardzo względne, zależne od przyjętego kalendarza. Dlatego nie oczekuję nagłej rewolucji wraz z wybiciem północy 28 czerwca.

Zmiany, jakie we mnie zachodzą, stanowią raczej ewolucję. Wszystko dzieje się powoli, stopniowo. Na pewno częściowo mają na to wpływ moje większe i mniejsze decyzje życiowe, a częściowo otoczenie, w jakim przebywam. Lubię myśleć, że jestem trochę jak truskawka na krzaku: rosnę i rumienię się, kiedy pogoda temu sprzyja, ale gdzieś w środku wiem, że to dlatego, że przyszedł na to sezon. Sezon na dojrzewanie.

Kończę 30 lat i choć wewnętrznie wciąż pod wieloma względami jestem tą samą Olgą co 10 czy 15 lat temu, to pod wieloma względami czuję się inaczej. Wtedy walczyłam z nieśmiałością i uzależnieniem od tego, co o moim zachowaniu pomyślą inni. (Nawet jeśli te ich myśli były moją własną projekcją.) To paraliżowało, wywoływało gwałtowne rumieńce na policzkach, drżenie rąk i skurcze w żołądku. Chciałam być niewidzialna, wtopić się w tłum, bo dopiero wtedy czułam się bezpieczna.

Teraz, dekadę później, czuję się zupełnie inaczej. Wymagało to czasu, ale i pracy nad sobą. (Widzicie, że metafora truskawki nadal tu pasuje? Ha!) Rozprawienie się z konfliktem wewnętrznym pt. "chciałabym, a boję się" nie było proste i wciąż niektórych rzeczy się boję. Ale teraz, u progu trzydziestki, bycie sobą przychodzi mi łatwiej. Wewnętrzne rozedrganie i ciągłą niepewność tego, jak zostanę odebrana, zastąpiło poczucie harmonii i ogromny ładunek comnietoobchodzizmu.

Mniej emocjonalnie podchodzę do rzeczywistości. Jeszcze kilka lat temu wyjście ze strefy komfortu sprawiało mi trudność - teraz chętniej się na to decyduję, bo robiąc bilans spodziewanych strat i zysków skupiam się na tych drugich. Dzięki temu nauczyłam się zadowalać w pierwszej kolejności siebie i osoby, na których mi zależy. Nie zamierzam żyć według cudzych schematów, bo nie jestem ciastkiem wyciętym foremką.

A co z wyglądem, z ciałem? Tak, mam pierwsze zmarszczki. Na szczęście te od śmiechu, pod oczami. Gorzej znoszę zarwane noce. Przestałam trawić laktozę i zwolnił mi metabolizm. Niektórzy twierdzą, że trzydziestka to także czas na pierwsze liftingi, ale z tym jeszcze poczekam. W końcu dopiero 1/3 życia za mną!