12 sierpnia 2014

W tym wypadku nie wypada


A kiedy Ty zdałaś sobie sprawę, że nie jesteś już małą dziewczynką?

Niedawno pewna znana blogerka, licząca sobie obecnie 27 wiosen, podała w wątpliwość, czy w jej wieku wypada nosić szorty. Czytelniczki były zdziwione tym pytaniem. Ja zupełnie nie.

Przez ostatnie parę miesięcy przyglądałam się temu, jak kultura zachodnia traktuje trzydzieste urodziny. Przeczytałam kilkadziesiąt artykułów dotyczących tej magicznej granicy, poza którą nie ma już młodości (a jest postępujące stetryczenie), i tekstów stanowczo negujących jej znaczenie. Lektura nie zmieniła mojego podejścia do tego niby-przełomu, ale pozwoliła zrozumieć pewien bardzo istotny aspekt mitu trzydziestki.

Idę młody, genialny
Współcześnie usamodzielniamy się dłużej, wyfruwamy z domu później i zakładamy rodziny w starszym wieku niż pokolenia naszych rodziców, dziadków czy pradziadków. Dużo większe społeczne przyzwolenie panuje na życie wbrew utartym schematom - od lat nie słyszałam, żeby nazwać samotną kobietę "starą panną", chyba że w żartach. Ostracyzm społeczny nie dotyka już singli czy wiecznych studentów, a sytuacja na rynku pracy nie sprzyja wczesnym małżeństwom.

Pielęgnujemy w sobie dziecięcą radość życia, hedonizm, cieszymy się chwilą i tańczymy w deszczu. Nawet ci z nas, którzy są już statecznymi rodzicami, wciąż pozostaje w jakiś sposób dziećmi. Widać to po zachowaniu i po stroju.

I'm not a girl, not yet a woman
Tak śpiewała 20-letnia wówczas Britney Spears. Niezłe podsumowanie tego okresu tymczasowości, w jaki wpadamy kończąc 18 lat. Cieszymy się świeżo zdobytym dowodem osobistym, legalnym piciem, zdanym egzaminem dojrzałości. Czujemy się dorośli i niedorośli jednocześnie. Przed nami cała młodość, żeby się wyszaleć. Wtedy wypada nam wszystko.

Ale im bliżej trzydziestki, tym jakby mniej czasu... Bo nawet jeśli jako dwudziestolatkowie nie spełnimy wszystkich tych powinności, jakie nakłada na nas klasyczny model życia rodzinno-społecznego, to podświadomie czujemy milczącą dezaprobatę, kiedy będąc kobietami nadal zachowujemy się jak dziewczyny. To pewne normy kulturowe, które dzielą pobłażliwe "młodzi muszą się wyszaleć" od cmokania z niesmakiem "w tym wieku to wstyd".

Definitywny koniec dzieciństwa
Jeszcze parę lat temu myślałam o sobie jako o dziewczynie, a Jego nazywałam swoim chłopakiem. Choć wciąż pielęgnuję w sobie pewne dobre dziecięce cechy, jak ciekawość, spontaniczność czy radość z drobiazgów, to wiem na pewno, że ten okres jest już za mną. Póki nie zdziecinnieję na starość, nie wypada mi zachowywać się dziecinnie.

Stało się - dorosłam.
Nie mogę tego potwierdzić żadnymi dokumentami, ale wiem, że powoli zasługuję na prawdziwe, życiowe świadectwo dojrzałości.