12 września 2014

Po co jest zakaz picia w plenerze?


Nie, nie przemawia przeze mnie zawiść. Nie dostałam ostatnio mandatu za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym - a jeśli już przy tym jesteśmy, to nigdy w życiu nie dostałam żadnego mandatu. Jestem nieznośnie praworządna i przestrzegam nawet tych przepisów, które są głupie i bez sensu.



Tak naprawdę przepis znany jako "zakaz picia w miejscu publicznym" nie istnieje. Dokładna treść artykułu jest bowiem następująca: Zabrania się spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów. Jak widać, jest to określone dość ogólnikowo. Prawdopodobnie jakiś przekonujący i znający przepisy człowiek, siedzący na Bulwarach Wiślanych albo na placu zabaw pod moim blokiem z piwem w ręku, mógłby wymigać się od ewentualnego mandatu, udowadniając funkcjonariuszom, że mu wolno, skoro nie znajduje się na ulicy, placu lub parku.

DEMORALIZACJA
Sam przepis jest częścią ustawy z 82 roku o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Krótko mówiąc, zakazane jest demoralizowanie społeczeństwa - głównie nieletnich, bo to ich wychowujemy przez przykład - widokiem otwartych butelek z alkoholem.

To nawet sensowne wyjaśnienie.... dopóki nie spróbujemy określić, dlaczego patrzenie na otwarte butelki w restauracji czy na domowym przyjęciu nie jest demoralizujące, a staje się takie, kiedy te same butelki przeniesiemy na ulicę, plac czy park. Czasami to kwestia kilku metrów! Na rynkach wielu miast znajdują się ogródki piwne. W takim układzie przestrzeń, w której można sięgnąć po butelkę, jest oddzielona jedynie symbolicznym płotkiem od przestrzeni, w której grozi za to mandat.

PORZĄDEK PUBLICZNY
Może jednak ten przepis powstał w innym celu: żeby ustrzec nasze miasta przed inwazją zawianych, zataczających się osobników? Jeśli taki był zamysł, to trochę nie wyszło. Można bowiem schlać się jak świnia w dowolnym barze, pubie czy knajpie - a nawet we własnym domu - by następnie wyjść na miasto i przyozdobić pawiem elewację najbliższej kamienicy.

I TAK PIJĄ
Na moim osiedlu zamknęli ostatnio sklep monopolowy... ale otworzyli nowy, 200 metrów dalej. Grupa obdartych bezrobotnych po prostu zmieniła miejscówkę swoich codziennych pogawędek. Teraz nie sposób ich nie minąć po drodze z przystanku. Bywają nachalni, bywają agresywni. Policja, jeśli już się zjawia, omija ich szerokim łukiem. Na Plantach jest to samo. Studenta z jednym piwem zawsze przydybią, spiszą i skasują. Kloszardzi są bezpieczni.

I nadal nie wiem, po co właściwie jest ten zakaz picia w plenerze.
Ale urodziny świętowałam cydrem i nikt mi tego nie zabroni!