17 października 2014

Koniec pewnej epoki


Wczoraj oficjalnie skończyłam studia z wynikiem dobrym. I mogę wreszcie spokojnie usiąść.
Gorączkowa gonitwa, jaką uskuteczniałam przez miniony rok w trójkącie bermudzkim dom-praca-uczelnia, dobiegła wreszcie końca. Odzyskałam mój czas wolny. Wreszcie czuję, że żyję.

W czerwcu zrobiłam sporo planów. Niektóre przez wakacje uległy modyfikacji, głównie ze względu na fakt, że zmuszona byłam przełożyć część egzaminów, które odbywały się w tym samym terminie. Zajęć z bilokacji jeszcze nie miałam, więc sesja się przeciągnęła, a ja doświadczyłam jedynej w swoim rodzaju huśtawki euforyczno-depresyjnej, przeplatając zdawanie egzaminów ślubem. (Nie polecam!)

Wczoraj o 10:13 obroniłam pracę licencjacką na ocenę 4,5 i głęboko odetchnęłam. Teraz mogę zająć się tym, co istotne, przegrupować priorytety zgodnie z teoriami racjonalnego zarządzania czasem i dostosować do nich mój rozkład zajęć.

CO SIĘ ZMIENIA?

- studia magisterskie - obecnie mogę iść tylko na zaoczne, bo nie zafunduję szefowi kolejnych lat z pracownikiem z doskoku, a sobie następnej szalonej gonitwy. Dlatego nie wchodzi w grę ani kontynuowanie religioznawstwa, ani żaden z planowanych wcześniej kierunków - albo nie ma zaocznych w ogóle, albo nie otwierają z powodu braku chętnych. Chciałabym kontynuować studia, ale na razie nie mam takiej możliwości.

- wakacje - jesteśmy wielkimi szczęściarzami, bo w prezencie ślubnym dostaliśmy dwie wycieczki. Dlatego wyskok w ciepłe kraje odbędzie się dopiero w lutym, ale miasto Hrabala odwiedzimy już tej jesieni. Nie mogę się doczekać, bo nigdy nie byłam w Pradze, a wszyscy twierdzą, że jest piękna! A w dodatku będziemy mieć najlepszego przewodnika.

- blog - przy okazji ankiety zapowiadałam zmiany na blogu. Teraz ruszą z kopyta, bo choć mam duży sentyment do tego bloga, to 9 lat temu byłam zupełnie inną osobą. To trochę jak z płaszczem noszonym w liceum - może wygląda jeszcze dobrze, kiedy skończysz studia, ale niekoniecznie pasuje do reszty ubrań i nowego stylu życia. Potrzebuję nowego i nowe przyjdzie już wkrótce. Zbiegnie się z wpisem nr 2500 na tym blogu - to już bardzo niedługo!

CO ZOSTAJE?

- ja - tak jak pisałam na blogowym Facebooku, moja obrona niczego nie zmieniła. (Zresztą tak samo jak ślub. Jedyne co, to przedstawiam się teraz do połowy starym nazwiskiem, po czym reflektuję się i mówię nowe - póki co, funkcjonuję w zawieszeniu, bo jeszcze nie wymieniłam dowodu.) Dalej lubię to, co lubiłam, a tematyka nowego bloga nie będzie wcale specjalnie rewolucyjna.

- cykl 52 - z przyjemnością wracam do regularnego oglądania filmów i czytania książek... oraz dokumentowania tego w specjalnych folderach.

- planowane wpisy - będzie wreszcie o mojej toaletce, o cydrach, o londyńskich pubach, o naszych ulubionych planszówkach i malarzach oraz o tym, co jeść na Montignacu, żeby nie tylko nie umrzeć z głodu, ale nawet schudnąć. Jeśli macie ochotę na konkretne tematy, oczywiście jestem otwarta na propozycje.

Najbliższe miesiące zapowiadają się naprawdę ekscytująco!