29 października 2014

Nie pakuj stereotypów do walizki


Oto najbardziej szary i zanieczyszczony region Polski, gdzie każdy mieszkaniec jest górnikiem.

Na tematy podróżno-turystyczne krąży tyle stereotypów, że mogłabym zrobić na ten temat cały blog. Wielu bzdur naczytałam się, organizując sobie wyjazdy do Barcelony, Paryża czy Rzymu, a kolejną porcję pochłonęłam całkiem niedawno, kiedy zaczęłam czytać o Pradze, do której wybieramy się już niedługo. Sporo głupot słyszę też z ust osób, które nigdy nie były na Górnym Śląsku, ale już wiedzą, że między rozpadającymi się osiedlami pełnymi pijanych, bezrobotnych górników snuje się tam dym z licznych kominów, a nagie, bezlistne drzewa kołyszą się na tle hałd, które zastępują umorusanym dzieciom piaskownice.

Podobnie piękne wizje roztaczał przede mną internet i znajomi na poniższe tematy.

ULICE CUDÓW
Historia krążąca w Jego rodzinnym mieście. Słyszałam ją z ust kilku osób. Dotyczy jakiejś ulicy, gdzie złodzieje wnoszą swoje ofiary do bramy i tam zabierają wszystko, co wartościowe, łącznie z butami. Rzecz jasna, coś takiego przydarzyło się naprawdę, mężowi koleżanki szwagierki chrzestnego siostrzeńca. Raz przypadkiem, ku Jego zgrozie, trafiłam na "ulicę cudów" w Lublinie. Po jednej stronie stali alfonsi, po drugiej dziwki. Nikt niczego ode mnie nie chciał. Pewnie miałam kiepskie buty.

GANGI KIESZONKOWCÓW
Najbardziej straszono mnie nimi przed wyjazdem do Barcelony. A przecież kieszonkowcy są wszędzie tam, gdzie turyści - zwłaszcza ci głupi turyści, którzy noszą portfel w tylnej kieszeni dżinsów, kładą iPhone'a na stoliku w ogólnodostępnym barze czy wkładają dokumenty do zewnętrznej kieszeni plecaka. Złodzieje wykorzystują łatwe okazje, które same pchają im się w ręce. Wszędzie, jeśli się nie uważa, można stracić coś cennego: w Polsce, na Ukrainie czy w Hiszpanii.
 
POCIĄGI NOCNE
Jechałam takim pociągiem już kilka razy - głównie nad morze, ale zdarzyła się też trasa Lwów-Kijów. W życiu nie czułam się tak bezpiecznie, jak owinięta w śpiwór na wyłożonej karminowym aksamitem półeczce, pokrzepiona herbatą z wbudowanego w ścianę wagonu samowaru i ukołysana do snu miarowym kołysaniem pociągu. Oczywiście, razem ze mną w śpiworze nocowała moja komórka, portfel i dokumenty (w tym paszport z bezcennym papierkiem, który należało oddać na granicy pod groźbą niewypuszczenia z kraju).

Ale historii się nasłuchałam i naczytałam. O całej mafii złodziei pociągowych, która usypia podróżnych za pomocą gazu, żeby w spokoju ich obrabować. O przecinaniu zapięć do przedziałów sekatorem, o świeceniu latarką w oczy, o przekupionych konduktorach. O ukradzionych "kosztownościach" (każdy jedzie na urlop z diamentową kolią w kieszeni kurtki), portfelach (zazwyczaj z kieszeni płaszcza właściciela-idioty), dokumentach (przydatne zwłaszcza w krajach strefy Schengen, bo kontrole na granicach takie dogłębne). Ofiarą tych stereotypów padła nawet moja własna rodzina, dopytując się z niepokojem, czy na pewno wiemy, na jakie niebezpieczeństwo się narażamy.
 
Ludzie lubią się nawzajem straszyć. Nie doszłam jeszcze do tego, po co to robią, ale może wspólnie na to wpadniemy. A jeśli nie macie pomysłu, to chętnie posłucham o mitach podróżnych, jakie znacie. Może jakiś pominęłam?